Skip to main content

Levgen Knysh: 14 lat doświadczenia w tatuażu

Choć temat seminariów jest niezwykle interesujący i skłania do prowadzeni pogłębionych dyskusji, dzisiaj po raz ostatni poruszamy go z chłopakami, zaangażowanymi w projekt jakim jest „Tattoo School”. Tym razem o podejściu do kształcenia nowego pokolenia artystów opowie Levgen Knysh, który swoim 14 letnim doświadczeniem dzielił się z innymi tatuatorami dużo wcześniej, w ramach „Levgen Ink School”. Dlaczego YouTube to potężne medium w zawodzie tatuatora i pod jakim względem amerykańskie seminaria ustępują tym europejskim?


Artysta, który wie wszystko o tatuażu realistycznym

M.W.: Od jak dawna dzielisz się z innymi wiedzą na temat tatuażu?

L.K.: W 2018 roku zorganizowałem pierwsze seminarium tatuatorskie i to było w Kijowie, a latem tego samego roku w USA. Jednak nie prowadziłem wówczas regularnych spotkań; te rozpoczęły się w dopiero sierpniu 2019 roku. Organizowałem szkolenia raz, lub nawet kilka razy w miesiącu. Od samego początku cieszyły się sporym zainteresowaniem. Już po pierwszym seminarium, tym które odbyło się w Kijowie, ludzie pisali do mnie prywatnie pytając o kolejne terminy. Myślę, że wynikało to z mojego, wówczas 11 letniego doświadczenia w zawodzie, a także szerokiego grona odbiorców w social mediach. Sporą grupę followersów stanowili młodzi, chętni do nauki tatuatorzy.

M.W.: Jakich rozwiązań, jeśli chodzi o edukację innych tatuatorów, starasz się unikać w swojej praktyce nauczania?

L.K.: Trudno powiedzieć. Nigdy nie uczyłem się jak przekazywać wiedzę innym; robię to intuicyjnie. Staram się mówić o tym, czego sam byłbym ciekaw na miejscu uczestnika. Kilkukrotnie brałem udział w seminariach i workshopach organizowanych przez innych artystów. Uważnie obserwowałem w jaki sposób je prowadzili i myślę, że to pozwoliło mi opracować własną metodę kształcenia. Poza tym staram się nie wywierać presji na uczniach. Nie zależy mi na tym, by robili wszystko dokładnie tak samo jak ja. Chcę ich nakierować, aby mogli samodzielnie dojść do pewnego technicznego poziomu. Dla mnie liczy się efekt, a żeby go osiągnąć trzeba opanować podstawy. Jeśli uczeń będzie o nich pamiętał, szybciej dostrzeże swoje błędy no i co najważniejsze; uniknie „przeorania” skóry klienta, robiąc mu krzywdę, a nie tatuaż. Bezpieczeństwo podczas pracy oraz satysfakcjonujący efekt końcowy to dwie rzeczy, na jakich najbardziej mi zależy.

M.W.: Czyim pomysłem była „Tattoo School”? A może to była inicjatywa ekipy studia „71 Ink”? Kiedy taki pomysł pojawił się w waszych głowach?

L.K.: Kiedy założyłem własną szkołę „Levgen Ink School” w 2019 roku, chłopaki ze studia „71 Ink” sami wyszli z inicjatywą, bo zauważyli, że ludzie tego potrzebują. Ustaliliśmy, że po stronie mojej i Sergeya jako prelegentów, leżałaby organizacja seminariów dla osób na różnym poziomie zaawansowania. Ja, w ramach swojej działalności, kształciłem tatuatorów, którzy już pracowali w zawodzie, a więc mieli pojęcie o tej sztuce. Koncepcja „Tattoo School” zakładała rozszerzenie i dywersyfikację programu nauczania. Łukasz wraz z Piotrem zaproponowali, żeby to było miejsce, do którego może przyjść zarówno osoba, jaka ledwo co kupiła maszynkę, jak i tatuażysta z kilkuletnim stażem, pragnący nieco się podszkolić. Nie powiem – był to plan bardzo ambitny i angażujący, ale z chęcią na niego przystałem. Trudno powiedzieć kto był jego pomysłodawcą, bo każdy z nas wniósł coś od siebie do tego projektu. Jedno jest pewnie – gdyby nie pandemia, która namieszała w branży, zapewne wystartowalibyśmy wcześniej.

M.W.: Czy uważasz, że stworzenie w Polsce czegoś w rodzaju „związku zawodowego tatuatorów” wpłynęłoby pozytywnie na profesjonalizację branży tatuażu?

L.K.: Tak, zdecydowanie. To znacznie ułatwi i przyspieszy artystom opanowanie podstawowych technik. Kiedy stawiałem pierwsze kroki w tej branży niespełna 14 lat temu, YouTube nie istniał, więc notabene nie było też webinarów. Wiedzę, jaką nieliczni tatuażyści dzielili się na Facebooku – czy jeszcze w tamtych czasach MySpace – trudno było nazwać wystarczającą. Żeby dojść do tego poziomu, na którym jestem obecnie, musiało minąć sporo czasu. Często nie miałem możliwości skonsultowania z kimś swoich wątpliwości, bo tatuatorzy niechętnie dzielili się wiedzą, więc większość technik odkrywałem oraz udoskonalałem na własną rękę, metodą prób i błędów. Jedyną, sprzyjającą okazją ku podpatrzeniu nieco bardziej doświadczonych kolegów przy pracy i dopytaniu ich o problematyczne kwestie były konwencje. Stworzenie cechu tatuatorów znacznie przyspieszy proces wkraczania nowego, wykwalifikowanego pokolenia artystów na rynek. Większa ilość osób będzie miała solidne podstawy ku temu, aby świadczyć usługi na naprawdę wysokim poziomie.

Levgen Knysh
Levgen Knysh

YouTube nie tylko bawi, ale i uczy!

M.W.: Od jakiegoś czasu dość regularnie umieszczasz nowe filmy na swoim kanale YouTube. Czy korzystasz z czyjejś pomocy przy tworzeniu tych materiałów? Kim się inspirujesz?

L.K.: Sergey pomaga mi z dźwiękiem, ale poza tym zarówno montażem jak i dystrybucją materiałów na YouTubie czy innych mediach społecznościowych zajmujemy się sami. Jeśli chodzi o źródła inspiracji – po prostu oglądam materiały innych: czy to te zamieszczane w sieci, czy programy telewizyjne. Co ciekawe, wcale nie wzoruję się na zagranicznych tatuażystach, lub filmikach traktujących wyłącznie o tej sztuce. 

 M.W.: Czy uważasz, że YouTube jest dobrym medium do propagowania wiedzy o sztuce tatuażu? Jakich innych platform używasz do komunikacji z klientami i tatuatorami?

L.K.: Dlaczego nie? YouTube to dobre medium viralowe. Umożliwia rozszerzenie pewnej wizji, obrazu, o słowo mówione. Facebook czy Instagram nie dają takich możliwości.  Tam możesz zamieszczać posty, zdjęcia i krótkie formy wideo. Na YouTbie odbiorca może zobaczyć artystę, usłyszeć go na żywo i przejść z nim razem przez cały, wielogodzinny proces; od projektu tatuażu, który rodzi się w głowie, do efektu końcowego na skórze. Nie dość, że tatuator zyskuje dzięki temu „ludzką twarz”, to oglądający poszerzają swoją perspektywę, nabywając nowe umiejętności dzięki takiej formie nauki.


Amerykańska perspektywa

M.W.: Spędziłeś już trochę czasu w USA. Czy miałeś okazję uczestniczyć w seminariach prowadzonych przez innych tatuatorów? Jeśli tak, to w jakich? Czym różnią się one od polskich seminariów?

L.K.: Miałem okazję zarówno prowadzić seminaria w Stanach, jak i uczestniczyć w szkoleniach organizowanych przez tamtejszych artystów. To co Amerykanie określają mianem seminarium u nas nazwalibyśmy wykładem. Nie ma tam żadnej praktyki, a prelegent nie dziara w trakcie. Przez 2 lub 3 godziny mówi o swojej pracy, posiłkując się jakąś prezentacją. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do całodziennych 8 lub nawet 10 godzinnych warsztatów, podczas których uczniowie towarzyszą tatuażyście w całym procesie, więc amerykańskie seminarium to byłoby dla nas zdecydowanie za mało. W Ameryce takie spotkania, do jakich przywykliśmy, nazywa się workshopami i organizuje je dosłownie garstka ludzi. Ponadto są bardzo drogie. Czasami zdarzy się, że na konwentach prowadzi się nieco dłuższe praktyki dla 4 do 5 osób, jednak w głównej mierze tatuatorzy z USA robią spotkania, podczas których starają się zmotywować innych do działania, trochę na zasadzie coachingowej. Nawet znani i doświadczeni artyści nie skupiają się, podczas swoich wykładów, na przekazaniu uczniom wiedzy o rysunku lub rozwinięciu pewnych skomplikowanych zagadnień technicznych. Mówią o drodze do swojego sukcesu. Szczerze powiedziawszy, nie wiem z czego to wynika. Może to kwestia innej kultury?

M.W.: Czym będą wyróżniały się seminaria lub webinary, prowadzone przez ciebie? Co nowego możesz zaoferować tatuatorom zainteresowanym nauką w „Tattoo School”?

L.K.: Podchodzę do nauki warsztatowej kompleksowo. Pokazuję to, czego nauczyłem się przez 14 lat i wykorzystuję w swojej pracy na co dzień. Prezentuję swoje autorskie, sprawdzone metody oraz tłumaczę dlaczego działają; wszystko na konkretnych przykładach. Łączę teorię z praktyką. Rozmawiamy, tatuujemy i wymieniamy się swoimi uwagami przez cały dzień. Jako że staramy się działać razem, a zajęcia są bardzo intensywne, tworzę niewielkie grupy seminaryjne.

M.W.: Jeśli chodzi o tatuaż – czy twoje preferencje co do zestawień kolorystycznych lub marek, których używasz zmieniły się od naszego ostatniego spotkania podczas nagrywania „Polskich Dziar”?

L.K.: Nie powiem że zmieniły się jakoś bardzo mocno. Mimo że korzystam z innego sprzętu, moje podejście do tej sztuki nie uległo zmianie. Mamy naprawdę znakomite narzędzia, więc niezależnie od zasobności portfela każdy znajdzie coś dla siebie. Jednak to umiejętności, determinacja i chęć samodoskonalenia czynią cię dobrym artystom. Nawet najdroższa i najlepsza maszynka czy tusze ci tego nie zagwarantują.

To już ostatnia rozmowa z chłopakami, zaangażowanymi w nowatorski projekt, jakim jest „Tattoo School”. Przedstawiliśmy wam całą koncepcję działania z szerszej perspektywy; zarówno od strony prelegentów z wieloletnim doświadczeniem w tatuażu, jak i założycieli, stojących na straży wszystkich kwestii organizacyjnych Szkoły. Koniecznie wróćcie do wcześniejszych wywiadów i śledźcie social media „Tattoo School”, żeby nie przegapić informacji o planowanych webinarach oraz szkoleniach!


Przydatne linki