Skip to main content

Sergey Butenko: „Lubię wyjść ze swojej strefy komfortu”

Czy realizm to prawdziwy „król technik tatuażu”? I dlaczego w krajach Europy Środkowej oraz Wschodniej mamy tak wielu specjalistów od tego stylu? Na te pytania odpowiedzi udzieli Sergey Butenko, jeden z prelegentów wrocławskiej szkoły dla tatuatorów. Jego doświadczenie doceniono na arenie międzynarodowej, kiedy to zasiadał w konwentowym jury, zarówno w Polsce jak i na Ukrainie. Tę wiedzę z pewnością będą mogli docenić uczestnicy seminariów, organizowanych w ramach „Tattoo School”!


„Tattoo School” – nowatorskie podejście do kształcenia

M.W.: Wspólnie z Levgenem jesteś zaangażowany w prowadzenie „Tattoo School”. Jakich rozwiązań, jeśli chodzi o kształcenie tatuatorów, będziecie starali się unikać, a jakie chcielibyście wdrożyć? 

S.B.: Na pewno będziemy starali się zerwać ze schematycznym sposobem prowadzenia seminariów tatuatorskich. Odpowiednie wyważenie teorii i praktyki to klucz do skutecznego przekazywania wiedzy; jednak zauważyłem, że na seminariach niekiedy przykłada się zbyt wiele uwagi do szczegółów. A przecież w skutecznym nauczaniu trzeba dopasować metodę kształcenia do treści, jaką prelegent chce przekazać uczestnikom. Może posłużę się przykładem; wykonując tatuaż osoba prowadząca opowiada jakich igieł używa, w jaki sposób stawia każdą kreskę, na jakim napięciu maszynki w danym momencie pracuje i później od razu przechodzi do kolejnego zagadnienia. To są takie niuanse, o których uczeń zapomni po szkoleniu. Chodzi o to, żeby nauczył się techniki pracy i dostosował ją do zmiennych warunków oraz swoich indywidualnych potrzeb. Oglądając jakiś film na YouTubie, na przykład dotyczący retuszu zdjęć w Photoshopie, podążamy sztywno za instrukcjami zawartymi w materiale. Jednak nigdy nie będziemy obrabiać dwa razy tej samej fotografii, więc przy kolejnych próbach musimy sami dojść do tego, co watro poprawić, by najlepiej oddać jej charakter. W tatuażu sprawy mają się podobnie. Trzeba wpoić uczniom pewne podstawy, pokazać co i jak mają robić, ale tylko samodzielna, sumienna praktyka sprawią, że staną się oni w przyszłości dobrymi tatuatorami. Zatem – stawiamy na praktykę. Oczywiście poza nauką warsztatu i przy szkoleniu od podstaw pojawiają się tematy stricte teoretyczne, których nie da się omówić inaczej jak tylko teoretycznie. Jednym z nich jest na przykład BHP.

M.W.: Czego twoim zdaniem brakuje polskim seminariom i webinarom dla tatuatorów?

S.B.: Cóż, nie jestem pewien czy to dotyczy wyłącznie Polski, ponieważ nie miałem okazji uczestniczyć w szkoleniach, prowadzonych w innych krajach. Nie wiem jak to wygląda w Stanach, na to pytanie pewnie odpowie ci Levgen. Widziałem jednak webinary, których autorami byli artyści z Rosji i oni dzielili swój stream na tematyczne bloki, o jakich już wcześniej wspomniałem. To jest powtarzalne. Można powiedzieć, że nudne. Mnie osobiście zawsze ciekawiły procesy, które zachodzą w głowie tatuatora jeszcze przed tym, zanim przystąpi do pracy. Co zachodzi w jego głowie, w jaki sposób obmyśla projekt i jak tworzy rysunek. Wydaje mi się, że o tych aspektach wciąż mało się mówi. Są to jednak moje subiektywne odczucia – brak mi punktu odniesienia. Są to jednak moje subiektywne odczucia – brak mi punktu odniesienia. 

M.W.: Zasiadałeś już w składzie konwentowego jury, a więc potrafisz ocenić krytycznym okiem pracę innych. Rozumiem, że czujesz się swobodnie i naturalnie w roli nauczyciela?

S.B.: Dwukrotnie byłem jurorem na konwentach tatuażu; po raz pierwszy na festiwalu w Kijowie, a drugi raz zasiadałem (wraz z Jarkiem Gorajem) w składzie tatuatorów oceniających prace uczestników w Poznaniu. To były dwa różne doświadczenia; między innymi ze względu na to, że na Ukrainie sędziów było 7, a w Polsce tylko 3. Może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale ilość jurorów wpływa znacząco na wagę głosu. Wracając jednak do twojego pytania – wcześniejsze doświadczenia zdecydowanie mi pomogły; zarówno w późniejszej pracy, jak i przekazywaniu wiedzy. Mogłem mniej więcej ocenić poziom, na jakim obecnie tworzą artyści w danym kraju (oczywiście na festiwalu nie pojawiają się wszyscy tatuatorzy, bo część osób, które cenię w ogóle nie jeździ na tego typu imprezy). Myślę jednak, że przełoży się to na szkolenia w „Tattoo School”. Będę starał się przekazać artystom, że w tej sztuce nie chodzi o uznanie innych kolegów po fachu. To zbyt subiektywne opinie. Uświadomiłem to sobie będąc jurorem. Tatuaż ma przede wszystkim przekazywać to, co autor miał na myśli, a efekt końcowy ma satysfakcjonować zarówno jego, jak i jego klienta. Po drugie; wiem, jakie błędy popełniali tatuażyści, startujący w konkursach na konwentach, przez co potrafię je wyłapać u innych. Co ciekawe one się powtarzają; niezależnie od kraju czy rysunkowej szkoły, z której czerpią artyści. A wiadomo, że w Polsce i na Ukrainie mamy dwa, odmienne podejścia do sztuki. Zresztą, powiem zupełnie szczerze, że mimo 9 lat przepracowanych w branży, pierwsze 3 były swoistym eksperymentem z igłami, farbami, stylami i miejscami na skórze. W ramach szkoleń chcę to wszystko wyjaśnić i pokazać na przykładach tak szczegółowo, jak to tylko możliwe. Nie jest tak, że każdy z nas rodzi się z pewnymi umiejętnościami. Uczymy się przez całe życie, a porażki się zdarzają. Jednak, gdy popełniamy pod okiem kogoś, kto przechodził przez to samo, mamy szansę rozwijać się szybciej.

M.W.: Jesteś autorytetem dla innych, jednak sam zapewne śledzisz poczynania pewnych artystów. Czyj warsztat uważasz za wyznacznik prawdziwego, tatuatorskiego profesjonalizmu?

S.B.: Wcześniej myślałem, że tatuażystów można oceniać tylko z jednej perspektywy: „najlepszy-najgorszy”. Jednak z biegiem lat moje podejście diametralnie się zmieniło. Obecnie uważam, że tatuatorzy mogą wykonywać ciekawe, skomplikowane prace oraz proste wzory. Mamy w branży wielkie nazwiska; ludzi tworzących od lat, których umiejętności są doceniane przez ogół społeczeństwa. Jednak istnieje całkiem spore grono młodych, niezwykle oryginalnych oraz uzdolnionych tatuatorów. Oni nie są w stanie przebić się do mainstreamu. Tak samo jest z piosenkami; jedne stają się hitami. Puszczają w największych rozgłośniach radiowych, przez co wszyscy je nucą. Inne trafiają do wąskiego grona odbiorców i to wśród nich zdobywają uznanie. No więc, jeśli mam mówić o jakiś konkretnych osobach; w realizmie kolorowym będzie to Dmitriy Samohin, a w czarno-szarym: Yarson, czy Gorajek. Poza tym Pancho, Tofi, Magdalena Hipner oraz Ola Kozubska. Z pewnością nie wymieniłem wszystkich nazwisk, bo cenię sobie warsztat wielu osób.

 


Realizm – król wśród stylów tatuażu?

M.W.: Od zawsze ciekawiło mnie (i myślę, że nie jestem w tym odosobniona) dlaczego Europa Środkowa i Wschodnia może poszczycić się tak znakomitymi tatuatorami, specjalizującymi się w realizmie. Z czego to wynika twoim zdaniem?

S.B.: Myślę, że Słowianie po prostu mają bardzo artystyczne dusze. Skupiając się jednak na Europie Wschodniej i krajach takich jak Rosja czy Ukraina; ilość tatuatorów, specjalizujących się w realizmie, jest wynikiem akademickiego wykształcenia. W odróżnieniu od Polski u nas od samego początku mocny nacisk kładzie się na realistyczny rysunek. Bazujemy na bryłach. Każda linia, cień czy faktura przedmiotu muszą zostać oddane z fotograficzną precyzją, bo inaczej praca uważana jest za niedokładną…, żeby nie użyć mocniejszych słów (śmiech)! Warto przy okazji nadmienić, że nowoczesna szkoła wschodniej części Europy opiera się na dorobku takich artystów jak: Shishkin, Aivazovsky, Serov, Vasnetsov. Poza tym na Wschodzie ludzie wręcz uwielbiają fotorealistyczne portrety, przez co artyści są poniekąd skazani na taki sposób pracy, jeśli chcą zarobić pieniądze. Sam zaczynałem od portretów. Dzisiaj staram się odejść od hiperrealistycznej dokładności, dodając do moich prac więcej ilustracyjnych elementów. Nie wydaje mi się jednak, żeby kiedyś zabrakło pracy dla realistów. Każdy styl ma swoje wierne grono odbiorców. Nawet jeśli tatuatorów, specjalizujących się w tego typu tatuażach przybywa, zapotrzebowanie nie maleje.

M.W.: W czym realizm ustępuje innym stylom tatuażu?

S.B.: To styl odtwórczy. Pracujesz jak drukarka. Momentami, kiedy komponowałem projekt i nie miałem dobrej referencji (na  przykład zdjęcie nie miało wystarczającej jakości), musiałem szukać zamienników lub całkowicie odpuścić. Jako realista jesteś uzależniony od Internetu i tego, co w nim znajdziesz, niestety. Tatuażystom pracjącym „z głowy” jest dużo łatwiej wybrnąć z takich problematycznych sytuacji. Poza tym, bazując na moich obserwacjach polskiej sceny tatuażu, każdy kolejny artysta dodaje do swojego realistycznego projektu coś od siebie, przesuwając tym samym techniczne granicę w stronę ilustracji. Tak na przykład robi Pancho. Moim zdaniem to dobrze, ponieważ dzięki  eksperymentom, techniki w tatuażu ewoluują i środowisko idzie do przodu.


Praca tatuatora – rutyna czy wyznwanie?

M.W.: Jeśli to nie tajemnica chciałabym dowiedzieć się, jakich tuszy używasz w swoich pracach na co dzień? Masz jakieś ulubione zestawy i połączenia kolorystyczne?

S.B.: Nie będę wymieniał konkretnych marek, bo w tatuażu stawiam na intensywność koloru oraz kontrasty, a te mogę uzyskać, korzystając z większości tuszy renomowanych firm. Lubię, kiedy w projekcie barwy są wyraziste. Dlatego nie używam odcieni pastelowych. One po kilku latach i tak wyblakną. Z kolei jeśli praca nie zostanie odpowiednio skontrastowana, kolory zaczną się ze sobą zlewać. Przykładowo: kiedy robię portret, to skóra ma ciepłą tonację. Dlatego staram się, by tło miało zimny odcień – chociażby niebieski. Ponadto, opierając się na tym przykładzie z portretem, muszę zawsze nieco podkręcić kolor skóry w projekcie, tak żeby był on widoczny po przeniesieniu na ciało klienta. Gdybym tego nie zrobił, za kilka lat jedynymi wyraźnymi elementami we wzorze pozostałyby oczy i usta. A przecież nie o to chodzi. Jeśli miałbym wskazać moje ulubione połączenia kolorystyczne, to bardzo lubię czerwony oraz pomarańczowy, a z zimnych barw zdecydowanie fioletowy szaro-niebieski i turkusowy. Uważam również, że połączenie brązu z odcieniami niebieskimi wygląda ciekawie. Jeśli robię pejzaż, lubię wzbogacać niebo o odcień fioletowy…, a fiolet i magenta razem to wspaniałe połączenie! Gdybym miał to wszystko jakoś podsumować – silne kontrasty, uzyskane przy łączeniu barw ciepłych i zimnych, wyglądają bardzo interesująco.

M.W.: Co sądzisz o wyłączeniu z użytku kolorowych pigmentów: niebieskiego 15 i zielonego 7? Czy w ogóle słyszałeś o akcji “Save the Pigments”. W Polsce niewiele mówi się na ten temat…

S.B.: Faktycznie niewiele mówi się na ten temat w Polsce i mam nadzieję, że jakoś nas to ominie. Oczywiście słyszałem o akcji i w 100% podpisuję się pod postulatami jej propagandarów. Wykluczenie tych dwóch pigmentów z użycia, stanowi realne zagrożenie dla branży. Zresztą, nie rozumiem dlaczego Unia Europejska zdecydowała się na taki krok w przypadku niebieskiego i zielonego, skoro to czerwony powoduje najwięcej reakcji alergicznych? W swojej karierze zdarzyło mi się (jeden, jedyny raz!) poprawiać tatuaż, w którym wykorzystałem czerwony tusz, bo po zagojeniu nic z niego nie zostało. Użyłem wówczas pomarańczowego, ponieważ okazało się, że klient po prostu miał alergię na czerwony pigment. Wydaje mi się, że Unia próbuje objąć restrykcjami producentów tuszy do tatuażu, żeby w ukryciu czerpać z tego zyski. Cóż, mam nadzieję, że nas to ominie i nie zakażą nam stosowania czarnego tuszu…, bo to byłaby przesada (śmiech)!

M.W.: Obecnie można spotkać cię we wrocławskim „71 INK”. Czułeś, że potrzebowałeś zmiany miejsca pracy? 

S.B.: Nie potrafię pracować długo w jednym miejscu. W „Voice of Ink” spędziłem 4 lata i była to pierwsza pracowania, w której tatuowałem tak długo. Zaczynałem w salonie u kolegi, który uczył mnie tej sztuki. Później on dorobił się własnej pracowni, gdzie przepracowałem pół roku, zanim wyjechałem do Polski. Tam spędziłem 2 lata. Jestem człowiekiem, który lubi wychodzić poza granice swojej strefy komfortu. Potrzebuję wyzwań. Jednym z nich jest również prowadzenie kanału na YouTube. To coś nowego, w czym chciałem spróbować swoich sił.

M.W.: Czy po otwarciu Tattoo School i rozkręceniu cyklu seminariów, będzie trudniej się do ciebie umówić na termin? Czas się kurczy, a ty jesteś artystą zaangażowanym w wiele ciekawych projektów. Jak wygląda twój kalendarz zapisów na 2021 rok?

S.B.: Chciałbym popracować nad dyscypliną, ponieważ tygodnie, w których pracuję kilka dni z rzędu, przeplatają się z tymi nieco luźniejszymi okresami. Staram się ustalać grafik na 2 do 3 miesięcy do przodu, bo nie ma sensu zapełniać sobie kalendarza odległymi terminami. Trudno przewidzieć co się wydarzy, a przekładanie sesji to tylko dodatkowy kłopot. Oczywiście zawsze znajdę czas dla klienta i dogadam się z osobami, które będą chciały się u mnie wytatuować. Uczniowie, zapisujący się na szkolenia w „Tattoo School” również na tym nie ucierpią.

 


Jeśli zależy wam na uczestnictwie w webinarach prowadzonych przez artystów w ramach „Tattoo School”, warto abyście obserwowali fanpage Szkoły, gdzie na bieżąco publikowane są kolejne terminy spotkań. Z kolei za tydzień porozmawiam z drugim prelegentem, Levgenem Knyshem, który zdradzi, jakie metody przekazywania wiedzy o tatuażu wypracował na przestrzeni 13 lat swojej kariery. Śledźcie posty oznaczone tagiem „tattoo school”, aby nie przegapić tego artykułu!


Przydatne linki