Monika Ochman: z miłości do kolorów!
Dzięki łódzkiemu studiu „Sigil Tattoo” Monika miała okazję rozwinąć swoją tatuatorską karierę, by z czasem – edukować innych! Trafiła tam jako klientka, by po pewnym czasie dołączyć do ekipy powiększającego się wówczas salonu. Co ciekawe watercolor, w którym obecnie specjalizuje się tatuatorka, był wynikiem…, zainteresowania klientów barwnymi, malarskimi wzorami. Poszukując nowych wyzwań, postanowiła również chwycić za pędzel i przełamać swoją początkową niechęć do akwareli. Czy słusznie? Jak najbardziej! Chociaż Monika przyznaje, iż niekiedy chciałaby częściej używać czerni w swoich projektach, to właśnie praca z klientami, ich edukacja oraz szkolenia tatuatorskie napędzają ją do dalszego działania!
Postpandemiczna rzeczywistość
M.W.: Nie tak dawno miałam przyjemność rozmawiać z Marcinem Pacześnym, organizatorem cyku imprez “Tattoo Konwent” na temat przyszłości branżowych festiwali. Czy konwenty takie, jakimi je znaliśmy jeszcze sprzed pandemii, wrócą?
M.O.: Bardzo chciałabym żeby tak było, ale moim zdaniem pewne obostrzenia zostaną z nami jeszcze przez co najmniej kilka lat…, chodzi mi głównie o noszenie maseczek w zamkniętych pomieszczeniach czy ograniczenia dotyczące ilości osób, uczestniczących w publicznych zgromadzeniach.
M.W.: Pytam cię o branżowe imprezy nie bez przyczyny; miałaś prowadzić seminarium tatuatorskie podczas zeszłorocznego “European Tattoo Show”. Odwołanie tego wydarzenia doprowadziło do tego, że postanowiłaś prowadzić szkolenia samodzielnie?
M.O.: I tak, i nie – to było ponad rok temu, więc mogłam zacząć prowadzić szkolenia już w czerwcu, kiedy dla naszej branży dobiegł końca pierwszy, oficjalny lockdown. Jednak, nie zdecydowałam się na ten krok. Bardzo ufam swojej intuicji, a ona dopiero teraz dała mi znać, że nadszedł właściwy czas na tego typu przedsięwzięcia. Jestem też znacznie lepiej przygotowana do ich prowadzenia niż w 2020 roku.
(Nie)przypadkowy wybór?
M.W.: Czy rozwijanie swoich umiejętności przez tatuatora na płótnie innym niż skóra jest rzeczywiście koniecznie do tego, aby być jeszcze lepszym w swoim fachu?
M.O.: Moim zdaniem każda forma artystycznego przejawu poszerza horyzonty oraz pobudza wyobraźnię, a to w sztuce tatuażu jest bardzo ważne. Ja lubię korzystać z innych narzędzi dla czystej przyjemności; odpręża mnie to i wycisza. Jestem osobą „nadwydajną mentalnie” – mój mózg analizuje wszystko i wszędzie 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, więc każda czynność wyłączająca umysł, nawet w niewielkim stopniu – ma na mnie zbawienne działanie.
M.W.: A jakie były twoje początki z akwarelą? No i co było pierwsze – farby, czy tusze do tatuażu?
M.O.: “Na początku był chaos…” (śmiech)! Tatuowałam wszystko, w każdej stylistyce. Chciałam nauczyć się przede wszystkim rozmaitych technik, ale przyznam szczerze, że kompletnie nie miałam pojęcia na co powinnam się ukierunkować. Z pomocą przyszli… klienci. Coraz więcej osób zapisywało się do mnie na tatuaże akwarelowe, więc moje umiejętności zaczęły naturalnie ewoluować. Teraz mam problem żeby umówić kogoś na tatuaż w czerni, bo wszyscy kojarzą mnie tylko z kolorem. Trochę mi przykro z tego powodu, ale nie będę wybrzydzać – lubię operować barwami, choć bywa to męczące. Jeśli chodzi o farby akwarelowe to nigdy ich nie lubiłam, bo efekt zawsze był dla mnie zbyt “mdły”. Pokochałam je dopiero jakieś 3 lata temu (czyli już po zostaniu tatuatorką), kiedy postanowiłam sprawdzić, czy można uzyskać nimi jakąkolwiek intensywność. Zaczęłam malować po swojemu i o dziwo jestem zadowolona z uzyskanego nasycenia barw. W tym momencie mogłabym zajmować się tylko i wyłącznie malowaniem ilustracji – tak bardzo to lubię!
M.W.: Na swoim koncie masz także kolaboracje z markami odzieżowymi. Czy w przyszłości chciałabyś do tego wrócić? A może wolisz całkowicie poświęcić się edukacji kolejnych pokoleń artystów?
M.O.: Moja najważniejsza współpraca z marką odzieżową została nawiązana na stopie koleżeńskiej, a nie typowo biznesowej. Muszę przyznać, że właśnie taka forma odpowiadała mi najbardziej. Po zmianie zespołu zarządzającego firmy, zrezygnowałam z dalszego projektowania wzorów. Nie chciałam pracować dla osób, których zwyczajnie nie znałam zbyt dobrze. Zobaczymy co czas pokaże – jeśli nadarzy się okazja ku kolejnej odzieżowej przygodzie to wtedy będę się zastanawiać. Natomiast, jeśli chodzi o szkolenia, nie wykluczam takiej ewentualności pod warunkiem, że zgromadzi się wystarczająca ilość chętnych na tego typu praktyki.
Zaufanie i pewność siebie
M.W.: Jak doszło do tego, że stałaś się członkinią ekipy łódzkiego studia “Sigil Tattoo 2”
M.O.: Ze studiem Sigil jestem związana już od dawna. Na początku byłam ich klientką i kompletnie nie myślałam o tym, by tatuować. Zaprzyjaźniłam się z Wiktorem (moim tatuatorem oraz współwłaścicielem studia) i podczas jednej z rozmów przebąknęłam, że też bardzo lubię rysować. Rzucił wtedy luźny pomysł, że powinnam spróbować swoich sił w tej branży, dodając mi tym samym pewności siebie. Otwarcie kolejnego lokalu – „Sigil Tattoo 2” – sprawiło, że pojawiła się możliwość powiększenia ekipy. Byłam niezmiernie szczęśliwa kiedy zaproponowano mi pracę. Nie wahałam się ani chwili (śmiech)!
M.W.: Na swoim blogu dzielisz się informacjami dotyczącymi sztuki tatuażu w sposób bardzo przystępny dla klienta, stawiającego pierwsze kroki w tym środowisku. Czy to dlatego określasz siebie mianem “doradcy, tatuatora i opiekuna”?
M.O.: Między innymi. Dla mnie tatuaż to nie jest wyłącznie rysunek na ciele. Dobry tatuaż to całość poświęconego klientowi czasu i uwagi, w wyniku których wzór powstaje. Zależy mi na tym, żeby moi klienci czuli się „zaopiekowani” przed, w trakcie oraz po wykonanym tatuażu. Blog ma mi w tym pomóc, bo tematy wymienianych między mną a klientami wiadomości systematycznie się powtarzają. Dodatkowo chcę przybliżyć ludziom mój system pracy, wartości, jakimi się kieruję, a także zwrócić uwagę na pewne zagadnienia, które zapewne nie przyszły by im do głowy. Często, po udostępnieniu nowego wpisu, słyszę od nich: „Kurczę, nie miałam/miałem pojęcia, że tak to wygląda!”. Dowiadują się ode mnie nowych rzeczy i sprawia mi to ogromną radość.
M.W.: Zaufanie to podstawa udanej współpracy między klientem salonu tatuażu a wybranym przez niego tatuażystą? Jak uważasz? Jakie czynniki składają się na sesję tatuażu zakończoną sukcesem?
M.O.: Przede wszystkim zaufanie, ale jak się niekiedy okazuję…, jest ono różnie odbierane. Kiedyś moja niedoszła klientka zarzuciła mi, że piszę jej o zaufaniu, ale z jakiej racji ona ma mi zaufać, skoro projekt zobaczy dopiero w dniu sesji, nie wcześniej? Także – ilu ludzi, tyle różnych poglądów na ten temat. Moim zdaniem do sukcesu w tym zakresie prowadzą trzy rzeczy: dogłębne przewertowanie przez klienta prac danego tatuatora i zaakceptowanie jego stylistyki, otwarty umysł (słuchanie rad i wzajemnych oczekiwań) oraz miła atmosfera.