Skip to main content

Poznaj lepiej: PRACOWNIĘ ARTYSTÓW KLIMAT „Moon Moon”!

Najmniejsze studio w Warszawie oraz prawdopodobnie w całej Polsce! “Moon Moon” to salon, w którym pracują dwie, naprawdę pozytywne i niezwykle charyzmatyczne dziewczyny… a także mieszka Kobra! Cóż… rzekomo czasem zdarza jej się syknąć na dziarających się klientów, ale mimo wszystko jest naprawdę niegroźnym pluszakiem. Wchodząc do tej kameralnej pracowni z pewnością poczujecie się swobodnie. Dlaczego? Tego już dowiecie się tego z naszej krótkiej rozmowy!


 

M.W.: „Robimy tatuaże w kameralnej pracowni w Warszawie” – głosi opis na Instagramie waszego studia. Jak bardzo „kameralny” jest wasz salon? 

P.G.: Bardzo (śmiech)! Na ten moment mam wrażenie, że to najmniejszy salonik w Warszawie, o ile nie w całej Polsce. Do dyspozycji są parter oraz pięterko. Każdy poziom ma fenomenalną powierzchnię około 8 metrów kwadratowych. Jedno stanowisko pracy jest usytuowane na parterze, natomiast wyżej mamy zaplecze i tam przygotowujemy projekty. Goście często pytają, dlaczego nie zrobimy drugiego stanowiska na pięterku… ale my nigdy nie planowałyśmy przedkładać ilości klientów ponad komfort pracy. Dlatego “Moon Moon” pozostanie pracownią z jednym stanowiskiem. 

M.W.: Czy zagospodarowanie tak ograniczonej przestrzeni stanowiło wyzwanie?

P.G: I tak i nie. Nie, bo trzeba było się ograniczyć z meblami do niezbędnego minimum, więc nie mieliśmy problemów w stylu: „czy ta kanapa będzie pasowała do recepcji, a krzesła do biurek”. Nie mamy recepcji ani kanapy (śmiech)!  Trudność polegała na znalezieniu mebli na tyle małych, by nie zajęły całej przestrzeni, ale jednocześnie na tyle wygodnych, żeby miło się pracowało. Dodatkową trudnością była fakt, że musieliśmy wymienić absolutnie wszystko. Podłogi, ściany, instalację elektryczną, a do tego w grę wchodziło jeszcze podpięcie bieżącej wody. Generalnie – robotnicy musieli wjechać tam takim “mini czołgiem.” Po pewnym czasie mieli dosyć, bo wewnątrz nie było miejsca do swobodnego operowania narzędziami. Nie wspominając nawet o cięciu płytek! Byli bardzo biedni!

M.W.: Skąd pomysł na otworzenie studia “Moon Moon” akurat w tym lokalu?

P.G.: Lokal przy ulicy Puławskiej należał do mojego dziadka; zegarmistrza. Dziadek pracował tam od późnych lat 60, aż do przełomu lat 2017/2018. Więcej na ten temat możecie znaleźć na Instagramie “Moon Moon’a” w highlightcie „Historia”. Cóż, po odejściu dziadka przyszedł czas na założenia, w jakim klimacie chcemy utrzymać salonik. Przyznam, że początkowo były to pomysły typowo zegarkowe, później ewoluowały w luźne powiązania. Poważnie myślałam nad nazwaniem saloniku “Clockwork Orange”, jednak jest to mało chwytliwa nazwa; szczególnie dla kogoś kto nie zna tej książki oraz filmu. “Moon Moon” jest nazwą nieskomplikowaną. Taką jak jego wnętrze! 🙂

M.W.: Na waszym Instagramie natknęłam się również na zdjęcia Kobry… i muszę przyznać, że to dość niespotykane. Nie znam innych studiów tatuażu, które posiadają własną maskotkę!  Jaka jest historia tego pluszaka?

P.G.: Kobra to niespodzianka od bardzo ważnej dla studia osoby! Jest wiecznie wku*wionym psem, który podczas tatuowania patrzy na ciebie zniesmaczony, że robisz sobie kolejną dziarę. Do tego jest mięciutki i słodki, więc idealnie pasuje do “Moon Moon’a”. A dlaczego Kobra? No bo…, dlaczego nie. Czasem syczy!

M.W.: Z jakimi reakcjami ze strony klientów się spotykacie? Czy podoba im się sposób, w jaki zaaranżowałyście dostępną przestrzeń?

P.G.: Tak! Generalnie wszyscy mają podobną reakcję. Najpierw są mocno zdziwieni. Wchodzą do lokalu i to w zasadzie już… wszystko. Od razu na leżankę (śmiech)! Później, dzięki temu, że podczas sesji zostają sam na sam z tatuatorką, atmosfera się rozluźnia. Każdy mówi wówczas, że jest extra. Ciekawostka; nasze stanowisko nie ma tak naprawdę mniejszej powierzchni niż stanowiska w wielu większych studiach, gdzie siedzi obok siebie kilku artystów.

M.W.: Czy znajdzie się tu miejsce dla jakiegoś guest-spotowca?

P.G.: Jasne – każdy kiedyś potrzebuje wakacji! Kiedy jedna z nas wyjeżdża, możemy gościć osoby z innych miast czy państw. Jednak wszystko w swoim czasie. Jesteśmy super-młodą pracownią, dajcie nam chwilkę na rozwój!

M.W.: Gdybyście miały możliwość przeniesienia swojego studia na większy metraż, zdecydowałybyście się na to?

P.G.: Hm… nie wiem. “Moon Moon” ma niepowtarzalny charakter. Nie istnieje druga, tak malutka pracownia, z tak uroczym pięterkiem! Na ten moment nie zamieniłybyśmy Moon’a na większy salon.

Moon Moon
Moon Moon

Przydatne linki