Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Kamila jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób z branży, które nie zajmują się tatuowaniem. Brzmi enigmatycznie? Cóż, z pewnością spotkaliście się z nią podczas polskich czy zagranicznych konwentów, uzbrojoną nie w maszynkę a… aparat fotograficzny! Artystka uczyniła tatuaż motywem przewodnim swoich zdjęć. Portretuje nie tylko znane modelki alternatywne, ale również osoby jakie na co dzień nie stają przed obiektywem. Fotografie Kamili widnieją na okładkach wielu zagranicznych magazynów o sztuce tatuażu; ponadto może się ona poszczycić organizacją własnej wystawy. Czy spośród tych wszystkich osiągnięć potrafi wybrać jedno, które dało jej największą satysfakcję? No i z jakimi wyzwaniami może zmierzyć się fotograf o tak bogatym, godnym pozazdroszczenia portfolio?
“Best show photographer in the world”
Kim jest Kamila Burzymowska?
Polski fotograf, zawodowo związany ze sceną tatuażu od 8 lat. Współpracuje z organizatorami konwencji, magazynami o tematyce tatuażu oraz studiami w Polsce i poza jej granicami. Fotografuje tylko wytatuowanych ludzi, których zdjęcia zostały wielokrotnie użyte na potrzeby artykułów wydawanych w prasie drukowanej oraz internetowej na całym świecie. Fotografie Kamili zdobią już prawie 50 okładek magazynów sprzedawanych na prawie wszystkich kontynentach. Międzynarodowe publikacje zapewniły Kamili mocną pozycję w świecie tatuażu. Skin Deep Tattoo Magazine, najlepiej sprzedający się na wyspach magazyn o tematyce tatuażu, nazwał ją: “best show photographer in the world”. O Kamili i jej pracach można przeczytać na łamach kilkunastu magazynów, blogów czy też na międzynarodowych stronach internetowych, poświęconych szeroko pojętej tematyce tatuażu. Prace Kamili charakteryzują się dużą ilością kolorów i kontrastów. Jest miłośniczką prostych, estetycznych zdjęć; mają im towarzyszyć pozytywne emocje.
Lista twoich dokonań jest naprawdę imponująca… od kiedy interesujesz się fotografią?
Trudno wskazać konkretny moment, w którym zaczęłam zajmować się fotografią; to zainteresowanie towarzyszy mi od dawna. Moje pierwsze kroki w tym kierunku były motywowane chęcią upamiętnienia koncertów – tego, co wówczas kochałam najbardziej. W pewnym momencie zrozumiałam, że chciałabym być jeszcze bliżej sceny. Pragnęłam zatrzymać i poczuć jeszcze raz emocje, które płynęły z niej podczas występów. Z czasem przerodziło się to w prawdziwą pasję, trwającą po dziś dzień. Koncerty, o jakich wspomniałam, były grane przez kapele z pogranicza hard-core i metalu. Każdy miłośnik ciężkich brzmień na pewno zdaje sobie sprawę, że panujące tam okoliczności, a szczególnie warunki pod sceną… nie sprzyjały rozwijaniu fotograficznej pasji; szczególnie kobiecie! Zresztą, warunki techniczne jak choćby światło, również pozostawiały wiele do życzenia, tym bardziej dla początkującego fotografa. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam i dlatego jestem szczęśliwa, że moja przygoda ze zdjęciami zaczęła się od koncertów! Jednak, w końcu nadszedł dzień, który zmienił wszystko i do tej pory uważam, że był on jednym z najlepszych w moim życiu. Nigdy nie zapomnę, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się z aparatem na konwencie tatuażu. Zakochałam się w tym co tam zobaczyłam od pierwszego wejrzenia – dosłownie jak w filmie romantycznym! (śmiech)
Zdobyłaś w tym kierunku jakieś wykształcenie, czy po prostu twoja pasja stała się wraz z nabytym doświadczaniem – twoją pracą?
Od samego początku byłam samoukiem, ale z czasem uznałam, że warto byłoby uporządkować wiedzę, którą sama zdobyłam i skonfrontować ją z wiedzą innych. Dlatego udałam się do Warszawskiej Akademii Fotografii, którą ukończyłam z wyróżnieniem. Z biegiem czasu zauważyłam, jak pomocna okazała się wiedza z zakresu socjologii; jestem również absolwentką tego kierunku na Uniwersytecie Warszawskim. Dzięki nabytemu doświadczeniu mogę jeszcze bardziej otworzyć się na nowych ludzi, a to niewątpliwie potrzebna i cenna cecha dobrego fotografa.
Który ze swoich sukcesów uważasz za największe, dotychczasowe osiągnięcie? Jeśli oczywiście jesteś w stanie wybrać jedno.
Nie jestem pewna czy mogę uznać to za jedno, konkretne wydarzenie. Zawsze w takich momentach wspominam sytuację, w której wydawca najlepiej sprzedającego się magazynu o tematyce tatuażu w Wielkiej Brytanii nazwał mnie „best show photographer in the world”. Te słowa na zawsze pozostaną dla mnie ogromnym wyróżnieniem i z tym przeświadczeniem pewnie będę szła przez całe życie. Stawiam sobie w karierze zawodowej dużo progów, które z roku na rok zbliżają mnie do bycia coraz lepszą i pozwalają poczuć, iż to co robię, robię po prostu dobrze! Jednym z wyzwań, które sobie postawiłam, było objęcie roli głównego fotografa podczas jednego z najlepszych i zarazem największych konwentów tatuażu na świecie – International Brussels Tattoo Convention. Analogicznie miała się sytuacja z tegoroczną imprezą Taipei Tattoo Show; tutaj również moja misja zakończyła się sukcesem. Jednak przez wzgląd na obecną sytuację, związaną z COVID-19, moje plany zostały przesunięte na 2021 rok. Piastowanie stanowiska głównego fotografa na konwencie tatuażu w Azji od zawsze było moim marzeniem. Dlatego uznaję, że jest to jedno z moich największych osiągnięć… choć jeszcze się nie ziściło. Ale mimo wszystko – już jestem z siebie dumna! 😉
Być częścią środowiska
Jeśli nie jest to tajemnicą, jaka jest historia twojego pierwszego tatuażu?
Nie wiem, czy można to nazwać historią, ale nakreślę jak ona mniej więcej wyglądała! 😉 Mój pierwszy tatuaż wykonał Grzegorz Latoch, który wówczas pracował w nieistniejącym już studiu “Street Tattoo” (obecnie możecie znaleźć go w studio “Breakin’ Ink”). Ze względów prywatnych często bywałam w “Street Tattoo”. Znałam Grześka i w dodatku bardzo podobały mi się jego prace. Zależało mi, żeby mój pierwszy tatuaż wykonała osoba którą znam – więc wytatuowanie się właśnie u niego było decyzją zrozumiałą. Poprosiłam więc, by zrobił coś dla mnie; z tego co pamiętam pomyślałam o syrence, a cała reszta stanowiła wynik inwencji twórczej tatuatora. Jednak mogę się mylić – trochę czasu minęło! (śmiech)
Decyzje o tatuowaniu podejmujesz spontanicznie, czy jest to raczej przemyślany, skrupulatnie zaplanowany proces?
Oj, bardzo skrupulatnie, wręcz przesadnie! (śmiech) Generalnie mam problem z podejmowaniem decyzji, które mnie dotyczą. Bycie osobą obiektywną nie jest czymś, co przychodzi mi łatwo. Zawsze rozmyślam nad tym czy w ogóle chcę się tatuować, co chcę sobie wytatuować, gdzie ma być ten tatuaż i kto ma go zrobić. Nic nie jest w tym procesie przypadkowe! Minimalizuję w ten sposób ryzyko błędu, ale i tak wypracowany mechanizm nie uchronił mnie od decyzji, które z biegiem czasu zmodyfikowałam. Oczywiście nie żałuję żadnego tatuażu, jednak czasami nachodzi mnie refleksja…, iż pewne szczegóły, na które miałam wpływ, mogły być inaczej wykonane. Ale ciało to nie kartka, a maszynka nie drukarka! (śmiech) Ryzyko jest i zawsze będzie wpisane w cenę tatuażu. Mimo wszystko hołduję przekonaniu, że decyzja dotycząca tatuowania powinna być przemyślana; trzeba do niej dojrzeć.
Więcej niż tylko zdjęcia
Dlaczego zdecydowałaś się portretować wytatuowane osoby?
Po ciepłym przyjęciu w środowisku, portretowanie wytatuowanych osób stanowiło naturalną kolej rzeczy. Świetnie czułam (i do dzisiaj czuję) się podczas robienia zdjęć reportażowych na konwentach. Jednak zdawałam sobie sprawę, że mogę zdziałać znacznie więcej. Dlatego zajęłam się fotografowaniem osób, które spotykałam na takich eventach. Mogłam sobie na to pozwolić, bo miałam z nimi dobry kontakt, a oni obdarzali mnie zaufaniem i pozwalali siebie fotografować. Myślę, iż było to związane z moim podejściem do tematu. Nie byłam fotografem, który pojawiał się na chwilę, aby uchwycić interesującą sytuację i odhaczyć ją sobie z listy tego co chce sfotografować w życiu. Nigdy nie traktowałam osób mocno wytatuowanych czy zmodyfikowanych jako “ciekawe obiekty muzealne”; warte pokazania światu, bo przecież są tak wyjątkowe! Oczywiście nie przeczę, iż ich wizerunek jest dla mnie o wiele bardziej atrakcyjny, porównując do wyglądu ludzi bez tatuaży. Mam ogromny szacunek wobec każdej wytatuowanej lub zmodyfikowanej w jakikolwiek inny sposób osoby. Dlatego szanuję i rozumiem ich odmowę oraz niesamowicie się cieszę, kiedy uzyskam zgodę na pozowanie. Ich chęć współpracy, otwartość na moje pomysły, siłą rzeczy popchnęła mnie w kierunku sesji portretowych, realizowanych na potrzeby okładek magazynów o tematyce tatuażu.
Czym zaskoczyło cię środowisko tatuażu, kiedy zaczynałaś w nie wkraczać z aparatem w ręku?
To było już tak dawno! Z pewnością otwartość ludzi zaskoczyła mnie pozytywnie. Tym bardziej, że ja byłam wówczas nową osobą w środowisku, w dodatku dokumentującą każdy ich ruch. Przez te wszystkie lata zapamiętałam ledwie kilka niemiłych sytuacji. Ludzie, którzy przyjeżdżają na konwent żeby się wytatuować, spędzić miło czas w gronie osób z tą samą „zajawką”, żeby posłuchać fajnej muzyki, zobaczyć atrakcje na scenie i zjeść dobre jedzenie – nie szukają zaczepki. Wszyscy są bardzo sympatyczni. otwarci na moje pomysły. Fakt, że tak szybko udało mi się zdobyć ich zaufanie był również bardzo miłym zaskoczeniem.
Współpracujesz zarówno z zagranicznymi jak i polskimi artystami oraz modelami; jestem ciekawa, która z tych sesji najbardziej zapadła ci w pamięć?
To prawda, współpracuję z wieloma ciekawymi ludźmi, więc trudno mi zadecydować, która z tych historii była najciekawsza. Na pewno nigdy nie zapomnę dnia, w którym razem z 3 modelami robiliśmy sesję w ubraniach z kolekcji letniej w plenerze… a śnieg sięgał nam po kostki. Ja stałam opatulona w kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki, a oni musieli pozować w krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem. Świetnie się bawiliśmy, lecz absurd tej sytuacji bawi mnie do dzisiaj! Tak naprawdę to właśnie pogoda najczęściej płata niezłe figle. Wiele osób może zaskoczyć fakt, iż wiele moich sesji, które wyglądają na sesje studyjne, wcale nie powstało w studiu fotograficznym. Wielokrotnie, szczególnie w przypadku zagranicznych, znanych modelek alternatywnych, sytuacja wyglądała tak, że na zdjęcia miałam 5 minut a miejsce, w którym je robiłam musiało znajdować się w zasięgu wzroku. Szansa na wywarcie dobrego wrażenia jest jedna, a zdobycie zaufania w szybkim czasie – konieczne. To trudne, ale niezbędne jeśli chce się sfotografować kogoś, kogo być może widzimy pierwszy i ostatni raz w życiu. Takie zdjęcia powstawały na małych ściankach, wśród tysięcy ludzi. Nie było mowy o prywatnej atmosferze, panującej w studiu fotograficznym.
O czym marzysz i jakie masz plany na przyszłość?
Marzę, by podróżować z aparatem po najlepszych konwentach tatuażu na całym świecie. Jak już mówiłam, rokrocznie, po troszku spełniam te cele, ale ja nigdy nie osiądę na laurach i zawsze będę wymagała od siebie więcej. Mówiąc o przyszłości mam na myśli również kolejną wystawię, lecz tym razem z większym rozmachem. Chcę rozwijać się jako fotograf zaznany z portretowania wyłącznie osób wytatuowanych – na każdej możliwej płaszczyźnie. Pragnę zaoferować innym najlepszą jakość doświadczeń dzięki swojej pracy. Nie chcę tkwić w określonych ramach, a wychodzić poza nie. Zresztą, kiedy słyszę „że się nie da” to czuję jeszcze większą mobilizację by udowodnić, „że się da”! Marzę też, aby inspirować innych do działania. Może to brzmi jak przemowa na wyborach Miss International, ale nie ważne… jestem szczera, mówię o tym co dla mnie najistotniejsze. No i udowadniam to niezmiennie od 8 lat, fotografując w branży tatuażu! 🙂
Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę!