Dzień Kobiet w INKnews.co – inspirująca historia Ashy.ink!
W dzisiejszych czasach coraz częściej mówi się o tym, aby podążać za marzeniami, ryzykować i wykorzystywać każdą, możliwą okazję. Powoli przestajemy zamykać się na dane schematy, a zaczynamy słuchać swojego serca. Jeżeli jednak jesteś tą osobą, która chce zmienić coś w swoim życiu, ale czuje ograniczenia i boi się zmian, to czas abyś poznał_a historię Joanny Pawłowskiej. To niezwykła kobieta, która jest managerką, jak i zarówno artystką tatuażu we wrocławskim studiu tatuażu Black Death Tattoo – jej historia może zainspirować wiele z nas.
D.B: Jak zaczęła się Twoja miłość do tatuaży? Zanim zaczęłaś pracować w branży, mogłaś śmiało nazwać się miłośniczką tatuażu?
J.P: Tatuaże podobały mi się od zawsze. Fascynowały mnie zarówno jako forma sztuki, ale i jako ozdoba ciała . Mam to szczęście, że moim dobrym znajomym jest jeden z najlepszych tatuażystów we Wrocławiu, więc byłam blisko tego tematu.
D.B: Kiedy pojawiła się pierwsza myśl o wejściu w branżę tatuażu?
J.P: Na początku miało być to tylko hobby i sprawdzenie samej siebie. Bardzo szybko jednak zaczęli zapisywać się pierwsi klienci, a potem wracali na kolejne tatuaże (dodatkowo zaczęły się także polecenia wśród znajomych). Musiałam więc podjąć decyzję, czy chcę poświecić na to więcej czasu niż na hobby – nie było to trudne 🙂 Pamiętajmy, że jest to oczywiście długi proces, a ja nadal się uczę i to jest super .
D.B: Jaka była twoja poprzednia praca i co przekonało Cię do zmiany zawodu? Myślałaś o tym od dłuższego czasu, czy może jakieś konkretne wydarzenie wzbudziło w Tobie tą potrzebę?
J.P.: Sierpień 2020 rok – pamiętam ten dzień dokładnie. Siedzieliśmy w jednym z ogródków na wrocławskim rynku. Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl – może bym spróbowała tatuować? Na początku miała to być tylko odskocznia od pracy biurowej i nowe hobby. Co prawda mam wykształcenie artystyczne, ale nie robiłam nic w tym kierunku od wielu lat. W tamtym czasie byłam mocno przepracowana, szukałam jakiegoś zajęcia manualnego. Próbowałam wrócić do projektowania odzieży, tworzenia grafik, ale tylko dla siebie i znajomych. Z tatuażem miało być tak samo.
D.B.: Czy kogoś z Twoich bliskich zdziwił fakt o zmianie zawodu? Jak reagowali na to inni?
J.P.: Nigdy ich o to nie pytałam, ale myślę, że uważali to za kaprys. Trudno się dziwić, skoro nawet ja nie traktowałam tego poważnie
D.B.: Z Twoich Social Mediów możemy wyczytać, że jesteś stażystką we wrocławskim studiu tatuażu Black Death Tattoo. W jaki sposób dostałaś się właśnie do tego salonu? Był to twój “pierwszy strzał”?
J.P.: Znam właściciela tego studia od wielu lat i większość swoich tatuaży mam właśnie od niego. Od lat namawiał mnie, żebym zaczęła tatuować, więc naturalnym było to że chciałam uczyć się właśnie od niego. Pomógł mi wybrać sprzęt, pokazał jak ćwiczyć i dał szansę pracować u siebie.
D.B: Na dzień dzisiejszy, jak długo już tatuujesz?
J.P.: W maju minie rok od “pierwszego wkłucia w prawdziwą skórę”.
D.B.: Czy niektórych klientów zszokował fakt, że jesteś stażystką? Spotkały cię jakieś śmieszne, a może miłe sytuacje z tym związane?
J.P.: Tak, chyba większość osób, która przychodzi do studio jest trochę zaskoczona, ale z tym związane są same miłe sytuacje. Od czasu kiedy napisałam trochę o sobie na Instagramie, są osoby, które przychodzą na tatuaż chyba trochę z ciekawości i mówią, że bardzo chcą mieć coś właśnie ode mnie. Są też sytuację, że klienci przyprowadzają mamę, a nawet zdarzyło się, że ktoś przyprowadziłswoją babcię. Przychodzą do mnie również osoby, które mówią wprost, że przyszły, ponieważ przekonałam ich, że nie trzeba mieć 20/30 lat, żeby zrobić sobie pierwszy tatuaż.
D.B.: Przejdźmy teraz do wykonywanych przez Ciebie tatuaży. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że Twoje projekty są delikatne i kobiece. Dlaczego zdecydowałaś się tatuować właśnie w takim stylu?
J.P.: Tak naprawdę mój styl dopiero się buduje i kiełkuje w mojej głowie. Nie znam jeszcze wszystkich technik jakie chciałabym opanować. Na razie robię to co jest dla mnie najbardziej naturalne, ale być może w miarę upływu czasu, umiejętności pozwolą mi na coś zupełnie innego.
D.B.: Posiadasz swój ulubiony motyw tatuażu?
J.P.: Chyba nie – każdy jest dla mnie nowy i stanowi wyzwanie. Tak samo cieszę się projektując kwiaty, jak i czaszki.
D.B.: Oprócz bycia stażystką w Black Death Tattoo, jesteś również i managerką tego studia. Jak łączysz te dwie funkcje?
J.P.: Nie jest to łatwe, szczególnie jeśli ekipa w studio jest w miarę nowa i jeszcze się nawzajem poznajemy. Nie da się jednak pominąć, że to cudowni ludzie i chętnie pomagają oraz rozumieją, że mój czas pracy jako manager jest ograniczony i czasami muszą zrobić coś we własnym zakresie.
D.B.: Zdradzisz naszym czytelnikom, jak pracuje ci się z pozostałymi artystami w studiu? Czego możesz się od nich nauczyć?
J.P.: Każdy z nich to artysta, więc i indywidualista. Do każdego trzeba podejść trochę inaczej, ale wszyscy rozumiemy, że mamy wspólny cel – stworzyć przestrzeń, w której będzie nam się dobrze pracowało, i w której nasi klienci będą czuli się jak wśród przyjaciół. Uczę się od nich każdego dnia, przede wszystkim tatuowania, bo mają w tym duże doświadczenie, ale również tego co jest teraz na topie w mediach społecznościowych. Dla nich to chleb powszedni, a ja musiałam się nauczyć pracy na Instagramie, czy Facebooku od podstaw. W skrócie: na co dzień łączymy ich doświadczenia z branży i moje związane z marketingiem, czy pracą z klientem.
D.B.: Po Instagramie waszego studia można wywnioskować, że Black Death Tattoo coraz bardziej się rozwija. Możesz zdradzić, czy planujecie jakieś większe zmiany?
J.P.: Na razie budujemy ekipę i małymi kroczkami wprowadzamy zmiany, które spowodują, że nasze studio będzie miejscem wyjątkowym. Od niecałego roku jesteśmy w nowej, dużej przestrzeni i z większa liczbą artystów, a to spora zmiana. Mamy kilka ciekawych pomysłów, ale nie mogę ich na razie zdradzić – aby się dowiedzieć musicie śledzić naszego Instagrama 🤭
D.B.: Planujesz w przyszłości wybrać pomiędzy tatuowaniem, a byciem managerem?
J.P.: Nie planuję, ale wiem, że w takiej sytuacji wybrałabym tatuowanie. Na razie jednak nie muszę tego robić. Może w przyszłości będziemy potrzebowali managera na pełen etat, wtedy zajmę się tylko tatuowaniem …. i piercingiem, bo właśnie skończyłam szkolenie 🙂
D.B.: Jestem pewna, że dla wielu naszych czytelników, Twoja historia jest intrygująca oraz może dodać niejednemu z nas otuchy i wsparcia. Czy masz jakąś radę dla tych, którzy chcieliby zmienić coś w swoim życiu, ale obawiają się tego ryzyka?
J.P.: Trzeba mieć oczy szeroko otwarte i jeśli szansa pcha nam się w ręce, to łapać ją i próbować wykorzystać. Może nie za każdym razem to będzie strzał w dziesiątkę, ale im więcej rzeczy spróbujemy, tym większa szansa na znalezienie swojej drogi.