Branża tatuażu w postpandemicznej rzeczywistości
„Minął ponad rok…, odkąd zamknęliśmy się w domach na 2 tygodnie” – to stwierdzenie doskonale podsumowuje rzeczywistość, w jakiej przyszło nam funkcjonować. Jakkolwiek irracjonalnie by ono nie zabrzmiało. Niestety, branża tatuażu ucierpiała szczególnie mocno, między innymi przez zakaz organizacji imprez masowych, z których przecież słynęła. No właśnie; czy w nowej, postpandemicznej rzeczywistości, znów będziemy mogli spotkać się na konwencie tatuażu?
Here we go again…
Zeszłoroczny marcowy lockdown sparaliżował światowe gospodarki. Chaotyczne wprowadzanie restrykcji, strach o zdrowie własne i naszych najbliższych oraz stale towarzysząca obawa przed utratą miejsca pracy lub bankructwem, równoznacznym z upadkiem budowanego latami biznesu. Pod tym względem segment beauty (w tym branża tatuażu) odczuł skutki pandemii szczególnie mocno. Chociaż polskie środowisko tatuatorów podejmowało próby negocjacji z rządzącymi to „Apel Branży Tatuatorskiej”, wystosowany przez jej czołowych reprezentantów, nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Mimo iż przez okres kilku miesięcy salony tatuażu ponownie podjęły działalność, stosując się do sanitarnego rygoru…, drugie, kwietniowe zamknięcie i powrót do zeszłorocznych obostrzeń aż proszą się o (w tym kontekście wręcz rozpaczliwy) komentarz: „Oh sh*it. Here we go again!” I niestety niewiele wskazuje na to, abyśmy szybko powrócili do rzeczywistości, znanej nam jeszcze sprzed czasów COVID-19.
Organizować czy nie organizować?
W zeszłym roku masowe imprezy, ze względu na zwiększone ryzyko transmisji koronawirusa, przekładano lub całkowicie rezygnowano z ich organizacji. Nietrudno domyśleć się, jak ogromne straty musieli ponieść ich organizatorzy. Jedną z pierwszych informacji, która szturmem obiegła branżę tatuażu, była decyzja o odwołaniu „European Tattoo Show”. Pierwsza edycja konwentu, towarzysząca kultowemu wydarzeniu „Warsaw Motorcycle Show 2020”, miała hucznie rozpocząć sezon festiwalowy. Finalnie w warszawskim „Ptak Warsaw Expo” nie spotkali się ani entuzjaści sztuki tatuażu, ani wielbiciele oldschoolowych motocykli. Impreza, która miała być jedną z największych, branżowych atrakcji, została odwołana…, zanim jeszcze w ogóle powołano ją do życia.
Podobny los czekał krakowski „TATTOOFEST Convention”, który zgodnie z tradycją, powinien odbyć się w czerwcu zeszłego roku. Jubileuszowa, 15-sta edycja największego, międzynarodowego konwentu w Polsce, została przeniesiona na 2021 rok. Problemy z podróżami po Europie i częściowe, (a nierzadko całkowite) zamknięcie granic niektórych państw, uniemożliwiłyby uczestnictwo większości zagranicznych artystów, zaproszonych do Krakowa. Podjęte wówczas działania były najrozsądniejszym wyjściem z kryzysowej sytuacji. Pełni nadziei spoglądaliśmy w przyszłość, jednak czas ponownie (i brutalnie) zweryfikował nasze oczekiwania powrotu do normalności. Nie tak dawno Internet obiegła smutna wiadomość o tym, że i w tym roku nie zbijemy przysłowiowej piątki z naszymi ulubionymi artystami tatuażu w Krakowie, ponieważ „TATTOOFEST…” ponownie odwołano. Czarny scenariusz niestety się ziścił…, a nam entuzjastom festiwalowych klimatów, pozostało przeczekać kolejny rok w nadziei, że do trzech razy sztuka!
Kubeł zimnej wody
W całym tym pandemicznym szaleństwie do skutku doszedł tylko jeden, tatuażowy festiwal pod chmurką, któremu poświęciliśmy artykuł na blogu, a mowa tu o wrocławskim „Kustom Konwencie” (a w zasadzie powinniśmy „Wrocław Tattoo Show”, ponieważ do stolicy Dolnego Śląska zjechali nie tylko tatuażyści, ale i wielbiciele motoryzacji – jednak szerzej o tym przeczytacie w relacji z imprezy). Chociaż w Browarze Mieszczańskim panowała kameralna atmosfera – bliższa klimatom spotkań ze sztuką, jakie zapewne pamiętają „starzy, tatuażowi wyjadacze” – miłośnicy festiwali mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Sierpniowy zjazd entuzjastów sztuki tatuażu sprawił, iż wszyscy zaczęliśmy spoglądać w przyszłość z większym optymizmem. Branża miała realne szanse „wstać z kolan”, bo wszystko wskazywało na to, że pomniejsze, regionalne festiwale takie jak choćby zaplanowane na wczesną jesień „Tattoo Expo Opole”, miały szansę dojść do skutku. Jednak druga fala koronawirusa ponownie pozbawiła branżę złudzeń. Nie było mowy o organizacji jakichkolwiek wydarzeń masowych, nawet przy zachowaniu określonych limitów uczestników oraz w ściśle określonym reżimie sanitarnym. Cyklicznie odbywające się w kilku większych, polskich miastach „Tattoo Konwent” oraz „Tattoo Days”, już dawno zostały zawieszone, nie wspominając o „Tattoo Splash” w Sopocie i w Toruniu.
Nastroje entuzjastów tatuażu stopniowo stygły, wraz z każdą kolejną wieścią o pogarszającej się w Europie sytuacji epidemicznej. Kubłem zimnej wody, który pozbawił nas wszelkich złudzeń, było oświadczenie Mikiego Valentino, które zostało zamieszczone w połowie stycznia 2021 roku na oficjalnym profilu „London Tattoo Convention”. Ikona brytyjskiej branży tatuażu, człowiek, który powołał do życia jeden z najbardziej prestiżowych festiwali w Europie przyznał, że wszyscy, właśnie w tym momencie jesteśmy świadkami końca historii londyńskiej konwencji. Jego poruszający, bardzo osobisty wpis przyjęto dwojako; jedni współczuli Mikiemu. drudzy z kolei domagali się zwrotu kosztów za kupione wcześniej bilety lub zarezerwowane z wyprzedzeniem stoiska:
„Dla mnie ten miniony rok – ponad wszystko inne – był czasem zakończenia pewnego ważnego rozdziału: „London Tattoo Konwent”. Rozdziału, który głęboko wpłynął na mnie jako osobę. […] Przede wszystkim z powodu śmierci mojego partnera biznesowego, Marcusa. On i ja byliśmy doskonałym zespołem i przez lata kontynuowaliśmy projekt, który obaj rozpoczęliśmy. Jest to dla mnie emocjonalny bagaż zbyt ciężki do udźwignięcia. Sprawy się zmieniają, sytuacje geopolityczne się zmieniają, ludzie się zmieniają. My wszyscy się zmieniamy.”
pisał Miki Valentino w poście na Instagramie
W tym szaleństwie jest metoda…?
Biorąc pod uwagę swoisty koniec ery konwentów tatuażu warto zadać sobie pytanie, w jakich barwach maluje się ich przyszłość? Czy w tej nowej, postpandemicznej „normalności” znajdzie się miejsce dla masowych spotkań ze sztuką tatuażu? Cóż, mimo że część organizatorów również w tym roku wstrzymuje swoje działania, są wśród nich i tacy, którzy chcą dotrzymać złożonych obietnic. Organizacja konwentów „pod chmurką” lub w dużych, przestronnych halach, gdzie obowiązywałyby określone limity odwiedzających, wydaje się być całkiem prawdopodobnym (żeby nie powiedzieć – jedynym możliwym) scenariuszem.
„Tattoo Konwent” powstał w 2009 roku, z myślą o osobach związanych z polską sceną tatuażu – zarówno o właścicielach salonów, tatuatorach, jak i miłośnikach ozdabiania ciała. Pierwsza edycja miała miejsce w Gdańsku, w Centrum Stocznia Gdańska. Od tego czasu odbyły się 24 edycje imprezy, a do grona miast goszczących wydarzenie dołączyły kolejno: Wrocław, Katowice, Poznań i Łódź. W ciągu całego roku cykl imprez „Tattoo Konwent” przyciąga nawet 32 000 pasjonatów tatuażu. Pierwsze, tegoroczne wydarzenie planowo odbędzie się 26 i 27 czerwca w Poznaniu, a kolejne we Wrocławiu i Katowicach.
„Może będą to trzy eventy, może dwa, a może tylko jeden. Chcielibyśmy wspólnie z ekipą podjąć się wyzwania w postaci przynajmniej jednego wydarzenia. Tak, aby sprawić trochę frajdy sobie i wszystkim, którzy na to czekają. Liczymy na to, że organizacja imprez targowych zostanie odblokowana i z pewnymi zmianami, wrócimy do działania.”
dodaje Marcin.
Chociaż trudno przewidzieć co nas czeka w tych niepewnych czasach, z pewnością jeszcze za wcześnie, aby mówić o końcu ery konwentów tatuażu. Spotkania ze sztuką wrócą, być może nawet szybciej, niż się tego spodziewamy, jednak musimy liczyć się ze zmianami organizacyjnymi. Zapewne zmienią one dotychczasowe oblicze tych imprez, ale będziemy musieli to zaakceptować.