Skip to main content
Autorka zdjęcia w nagłówku: Małgorzata Kozlowska - @mkozlowskafotografia

Amanda Bokisz: „wild soul”

Bardzo lubię rozmawiać z wytatuowanymi modelami lub modelkami, ponieważ każdy z nich ma niezwykle barwną osobowość oraz ciekawą historię do opowiedzenia (i to niejedną!) Jednak, dopiero kiedy poznałam Amandę zaczęłam zastanawiać się, nad wydźwiękiem sformułowania „modelka alternatywna”. Czy nie jest ono stygmatyzujące? Czy aby przypadkiem nie umniejsza randze zawodu? Cóż, moja rozmówczyni ma swoje zdanie na ten temat…, warto żebyście je poznali! W wywiadzie na wyłączność – Amanda Bokisz, dziewczyna z okładki brytyjskiego magazynu „Total Tattoo”! 


Dzikość duszy i dzikość serca

M.W.: Skąd pomysł na pseudonim? Najlepiej oddaje on twój charakter, wynika z miłości do zwierząt czy może…, jesteś fanką twórczości Shakiry?

A.B.: Moim zdaniem wilk symbolizuje przede wszystkimi WOLNOŚĆ, a to cenię sobie w życiu najbardziej. Tak naprawdę możemy interpretować znaczenie i symbolikę tego dzikiego zwierzęcia na wiele sposobów. Interpretacja wilka znacznie się różni: i w mitologii starożytnego Rzymu, i w kulturze słowiańskiej. Odkąd pamiętam byłam totalnie zakręcona na ich punkcie! Otaczałam się wizerunkiem wilka począwszy od nadruków na koszulkach poprzez biżuterię czy obrazy…, długo by wymienić. Wilki były wszędzie! Zresztą, mam ich na sobie wytatuowanych aż pięć i myślę, że ta kolekcja jeszcze się powiększy. Nie raz komuś zdarzyło się nazwać mnie „wilczkiem”, więc kiedy zaczęłam zakładać profil na różnych portalach społecznościowych; wybór pseudonimu był oczywisty. Tak mniej więcej powstała „wilczyca”.

M.W.: Czy pamiętasz swoją pierwszą sesję zdjęciową? Jak doszło do tego, że trafiłaś na plan zdjęciowy?

A.B.: Kolega, do którego pisałam z prośbą o udzielenie kilku fotograficznych rad zapytał, czy miałabym ochotę dla niego zapozować. Pamiętam, że kiedy zobaczyłam zdjęcia z sesji po raz pierwszy, byłam pod wrażeniem ich wykonania! Postanowiłam wstawić je na facebookowe grupy. W zasadzie…, to dzięki tej konkretnej sesji moja kariera w modelingu nabrała tempa. Zaczęły spływać do mnie pierwsze propozycje; wśród nich znalazła się ta, dzięki której trafiłam na okładkę wspomnianego magazynu.

M.W.: Jaki jest twój stosunek do określania wytatuowanych modeli i modelek mianem “alternatywnych”? Czy uważasz, że sami zainteresowani cierpią na takim niszowym podejściu do tego segmentu branży?

A.B.: Przyznam szczerze, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wszystkie modelki, odbiegające od swoistego, branżowego kanonu, nazywam alternatywnymi i…, nie widzę w tym określeniu nic złego. Trudno ustosunkować mi się do tego pytania, ponieważ przez mój wygląd sama jestem określana mianem „modelki alternatywnej.” Myślę, że to nikomu nie uwłacza, wręcz przeciwnie! Modelki alternatywne wyróżniają się indywidualnym stylem, często idzie to w parze z charakterem, co chyba jest najlepsze w tym wszystkim


Tatuaże skrywające historie

M.W.: Staram się rozpoznać, kto jest autorem twoich tatuaży i chyba nie pomylę się, jeśli wskażę Michała Dudka ze studia “Dudi Ink” we Wrocławiu! Jak się poznaliście?

A.B.: Mieszkałam w Anglii przez 8 lat. Dzięki temu „poznawałam” swoich tatuatorów głównie na Instagramie. Za tymi relacjami nie skrywa się żadna głębsza historia. Na profil Michała trafiłam (o ile mnie pamięć nie myli) za pośrednictwem dość popularnej strony z polskimi dziarami, gdzie wpadła mi w oko jego praca. Przedstawiała pięknego lwa, pokrywającego całe plecy; Dudi gdzieniegdzie zdecydował się na „podkręcenie” całości wstawkami w czerwonym kolorze. Pomyślałam wówczas: „chcę mieć dziarę od tego gościa!” Napisałam. A parę miesięcy później zrobiliśmy moje wilki! Michał to mega zdolny tatuator tak więc…, zrobię mu małą reklamę – jeśli szukacie speca od tatuaży realistycznych we Wrocławiu, to koniecznie wpadajcie do „Dudi Ink Tattoo.” Co ważniejsze; nie licząc tego, że jest piekielnie zdolny, to też niezwykle sympatyczny gość!

M.W.: Jesteś także związana z “Family Ink” z Płocka oraz marką “Do Ink Wear”. Czy któryś z twoich kolorowych tatuaży jest dziełem Staycold’a – właściciela salonu?

A.B.: Co prawda nie miałam okazji poznać całej załogi, ale kojarzę jej większą część i stwierdzam, że „Family Ink” to świetna ekipa. Nie licząc neotradów od Staycold’a, uwielbiam dziarki z motywami z „Dragon Ball’a’, które wychodzą spod ręki Kaziu.tattoo (artysta ma na imię Przemek – przyp. aut.). Jeśli natomiast chodzi o Janka (tak znajomym przedstawia się Staycold – przyp. aut.), jeszcze nie nadarzyła się okazja ku współpracy nad projektem. Kiedy się poznaliśmy, moje ciało było już w większości pokryte tatuażami. Zostały mi jakieś niewielkie, puste miejsca oraz plecy. Chciałabym jednak zaangażować kilku artystów do pracy nad kompozycją na plecach – marzy mi się coś konkretnego! Ostatnio pochwaliłam się Jankowi swoją nową dziarką: „ładnie, ale zrobiłbym… ładniej.” – powiedział (śmiech)! Tak więc, na pewno zostawię mu kawałek skóry żeby mógł się popisać.

M.W.: Opowiedz proszę więcej o współpracy przy tej linii ubrań dla miłośników tatuażu – dlaczego zdecydowałaś się działać w tym projekcie razem z Mateuszem?

A.B.: Warto na wstępie zaznaczyć, że „Do Ink Wear” to marka stworzona przez dwie osoby; wcześniej wspomnianego Mateusza Januszka oraz Karola Tomaszewskiego. Dobrze znamy się z chłopakami, więc współpraca przychodzi nam naturalnie! Jest oparta na czysto koleżeńskim a nie biznesowym podejściu. Zresztą, taka jest filozofia firmy – do projektu zaangażowani są artyści, którzy przyjaźnią się z Karolem i Mateuszem. Nieskromnie przyznam, że dołożyłam swoją cegiełkę do rozwoju „Do Ink Wear”, niejako wciągając w przedsięwzięcie mojego serdecznego ziomka – Stekography (prywatnie artysta nazywa się Paweł Treć – przyp. aur.). Steku jest – i nie da się tego inaczej wyrazić – „mega sztosem od kaligrafii”. Byłam pewna, że w kolekcji nie może zabraknąć nadruku jego autorstwa. Zapoznałam chłopaków ze sobą i tak powstał wzór jednej z najnowszych koszulek. Wracając jednak do twojego pytania – jestem twarzą firmy w tym projekcie. Do tego głównie sprowadza się moja rola (śmiech)! Cieszę się, że mogę być małą częścią czegoś naprawdę fajnego!

Klucz do sukcesu

M.W.: Na jakiej zasadzie w ogóle selekcjonujesz spływające do ciebie propozycje sesji zdjęciowych? 

A.B.: Przede wszystkim kieruję się kulturą osobistą fotografa. Dopiero później patrzę, co dana osoba ma do pokazania w swoim portfolio. Zdarza się, że odmawiam płatnych zleceń przez wzgląd na to, że takie oferty składają osoby początkujące. Nie chciałabym, aby źle to zabrzmiało jednak…, czasami mam wrażenie, że ktoś wychodzi z taką propozycją, bo chce zobaczyć kawałek cycka i pupy (śmiech)! Totalnie tego nie kumam! Jestem świadoma swojego ciała i nie obawiam się aktów. Niestety środowisko fotografów i modelek bywa „brutalne”. Jeśli od samego początku nie wyznaczysz granic, inni ludzie zaczną wchodzić ci na głowę. Podsumowując…, przede wszystkim liczy się dla mnie szacunek. Chcę być traktowana jak człowiek, a nie przedmiot; potem w grę wchodzą umiejętności. Dodam też, że jestem przekupna jeśli chodzi o sesje ze zwierzakami. Rzadko kiedy odmawiam!

M.W.: Niejedna modelka może pozazdrościć ci sukcesu, jakim była okładka magazynu “Total Tattoo” – czy faktycznie jest to osiągnięcie, które uważasz za największe w swojej karierze? 

A.B.: Okładka w magazynie wydawała mi się ogromnym osiągnięciem – na tamten czas. Obecnie – nabrałam doświadczenia. Co drugie zdjęcie z mojego portfolio mogłoby śmiało trafić na cover. Z tego miejsca pragnę podziękować serdecznie wszystkim „moim” fotografom! Przy publikacjach w prasie wystarczy spełnić 3 warunki: dostarczyć dobre jakościowo zdjęcia, wpasować się w profil danego medium no i przede wszystkim – wiedzieć, gdzie wysłać materiały! Myślę, że większym sukcesem był udział w pokazach mody. Na zdjęciach można „wyczarować wszystko” dzięki odpowiedniej obróbce oraz kadrowaniu. Jeśli chcesz chodzić po wybiegach…, cóż musisz spełniać pewne wymogi. Chociaż brakuje mi paru centymetrów, nadrabiam je wyglądem i charyzmą. Podczas jednego z pokazów mody, szłam na wybiegu aż dla 4 projektantów, a dostałam zaproszenia od wszystkich! Jednak nie było to do wykonania czasowo. Ponadto otwieranie pokazu to w branży wielki zaszczyt, którego mogłam doświadczyć. Wracając jednak do tematu okładki; myślę, że największym wyróżnieniem byłaby okładka rodzimego magazynu o sztuce tatuażu…

M.W.: Z jakim fotografem chciałabyś podjąć współpracę? Masz w ogóle tego typu marzenia, plany lub cele na przyszłość?

A.B.: Hmmm, pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl jest Matkoboska. Nie mieliśmy okazji się poznać, ale już czuję, że uwielbiam tego gościa (śmiech). Pomijając aspekty humorystyczne, które królują na instastory Konrada, podziwiam poziom zarówno jego filmów, jak i zdjęć. Jestem zafascynowana stylem tego artysty; to naprawdę „wyższa szkoła” fotografii. Zdjęcia Konrada rozpoznam wszędzie: neony, czasem brokat, a czasem krew i nagość – dużo nagości. To co robi Matkoboska jest sztuką! Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane stanąć przed jego obiektywem. Oczywiście znalazłbym jeszcze kilka fotografów ale…, niech będzie, że kto pierwszy ten lepszy!


Przydatne linki: