Sztukę tatuażu najlepiej rozumieją artyści i wcale nie muszą to być osoby, zajmujące się tym rzemiosłem zawodowo. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu rozmowa z Louisem, o którym fani polskiej sceny rapowej z pewnością już zdążyli usłyszeć. Artysta zręcznie potrafi zmiksować sztukę wysoką z historiami, jakie pisze nasza codzienność. Tatuaże Louisa upamiętniają te ulotne momenty oraz odzwierciedlają prawdziwą pasję do muzyki. Muzyki, która inspiruje innych… na przykład podczas projektowania kolejnych wzorów czy pracy w salonie tatuażu!
M.W.: Tatuaż stanowi niemal nieodłączny element wizerunku muzyków. Jak ty traktujesz swoje dziary; są one dla ciebie wyłącznie ozdobą czy może mają jakieś inne, głębsze znaczenie?
L.V.: Podejście do tatuaży zmieniało się u mnie z czasem. Pierwszy jaki zrobiłem, w wieku 18-nastu lat, musiał mieć konkretne znaczenie, więc wybrałem patefon. Symbolizuje on moje zamiłowanie do muzyki, z którą miałem styczność od najmłodszych lat. Nie ukończyłem co prawda żadnej szkoły muzycznej, ale już od 5-tego roku życia brałem prywatne lekcje gry na pianinie. Później zacząłem upamiętniać konkretne momenty oraz wydarzenia kolejnymi wzorami i generalnie zacząłem traktować tatuaże jako formę sztuki.
M.W.: Kiedy zdecydowałeś się na swoją pierwszą dziarę i jakie okoliczności towarzyszyły twojej decyzji?
L.V.: Odkąd pamiętam miałem zajawkę na tatuaże. Oczywiście za dzieciaka to były zmywalne wzory; naklejki, jakie można było znaleźć w gumach do żucia czy paczkach po chipsach. Już wtedy wiedziałem jednak, że w przyszłości będę miał taki prawdziwy (śmiech)! Pierwszą dziarę zrobiłem pod wpływem impulsu. Piotrek (imię zmienione) mój ówczesny kolega jechał się dziabać, więc skoro nadarzyła się okazja to stwierdziłem: “Dobra, jadę z Tobą!”
M.W.: Z tego co udało mi się dowiedzieć, tatuujesz się u Marcina Domańskiego. Dlaczego wybrałeś akurat tego artystę?
L.V.: Do Marcina trafiłem z polecenia dobrego, starego znajomego. Dogadaliśmy się z Domanem. Bardzo podpasowała mi oldschoolowa stylistyka, w jakiej ten artysta pracuje, ponieważ miałem wówczas plan na rękaw utrzymany w tradycyjnych motywach. Chciałem, żeby całość była spójna… i tym sposobem lewy rękaw, tatuaże na nogach oraz klatce wyszły spod jego igły. Jak już jednak wspominałem, dziary stanowią dla mnie zapis danej chwili, więc swoją prawą rękę planuję poświęcić na wzory od różnych artystów z miejsc, jakie będę odwiedzał podczas przyszłych podróży.
M.W.: Tatuatorzy bardzo często odnajdują inspiracje do tworzenia nowych projektów w muzyce. Zdarzyło ci się usłyszeć jeden ze swoich kawałków w odwiedzanym studiu? A może ktoś z tego środowiska wprost powiedział, że twoja twórczość była jego inspiracją?
L.V.: Znam paru tatuatorów i wiem, że nastrój panujący przy projektowaniu czy nawet samym dziaraniu ma ogromne znaczenie. Muzyka jest najlepszym sposobem, żeby wprowadzić atmosferę sprzyjającą kreatywnym działaniom. Owszem, zdarzyło mi się odwiedzić kilka studiów, w których leciały nasze kawałki. Bardzo cieszy mnie, że innym dobrze się pracuje przy mojej twórczości i w jakiś sposób mogę być dla nich inspiracją. Co prawda ja komponuję z pasji, robię to dla siebie, jednak takie momenty uświadamiają mi, iż jest w tym wszystkim jeszcze inny cel – ludzie. Ludzie, którzy też czują i doceniają sztukę.
M.W.: Okładka “Zbioru Pieśni Sycylijskich” bardzo mocno nawiązuje do oldschoolowych motywów; celowo nawiązaliście z Avim właśnie do tej stylówki?
L.V.: To jest stylistyka, którą wspólnie z Kamilem bardzo lubimy i przewija się ona nie tylko na okładkach naszych płyt, ale także w teledyskach. Chcemy nawiązywać do dzieł sztuki z różnych epok w naszej twórczości, bo po prostu szanujemy ten kulturalny dorobek naszych przodków.
M.W.: Pod koniec czerwca wypuściliście z Avim singiel “VENI”, ponadto niebawem wyruszycie w wakacyjną trasę koncertową. Skąd w was tyle samozaparcia?
L.V.: Przede wszystkim – pasja. Nikt nie namawiał mnie do tego, żebym zaczął swoją przygodę z muzyką w wieku tych 5-ciu lat. W muzyce odnalazłem siebie, swój sposób wyrazu. Później do tego doszła kompozycja, robienie bitów, pisanie tekstów. Robiłbym to dla siebie nawet wtedy, kiedy nie miałbym tak licznego grona odbiorców jak teraz. Fanów przybywa, jednak ja nie patrzę na liczby. To jest po prostu prawdziwa pasja.
M.W.: W takim razie, czym twoja pasja jest zasilana; jakie są twoje źródła inspiracji?
L.V.: Jeśli chodzi o inspiracje… ich skarbnicą jest życie. Mówię w tej chwili za siebie, bo nie wiem jakie podejście do okresów “braku weny” mają inni artyści. Traktuję te momenty przestoju jako jedno ze źródeł, z jakiego mogę później czerpać. Natchnienia nie trzeba szukać daleko. Sytuacje, w których się znajdujemy zawsze wywierają na nas wpływ; możemy być tego w danym momencie nieświadomi, ale później przelewamy to na papier. Przynajmniej ja tak robię: piszę kolejny tekst lub komponuję.
M.W.: Na sam koniec muszę zapytać, czym planujecie uraczyć waszą publiczność jeszcze w tym roku?
L.V.: Co by tu powiedzieć, żeby za dużo nie zdradzać… (śmiech)! Obecnie pracujemy nad płytą i mamy nadzieję jak zwykle pozytywnie was zaskoczyć, dostarczając wam sporo energii wraz ze świeżym materiałem.
M.W.: Myślę, że to bardzo dobra zapowiedź! Dziękuję ci serdecznie za wywiad i życzę powodzenia!
L.V.: Wielkie dzięki za rozmowę!