Skip to main content

Doświadczenie, wiedza i tatuatorski sznyt. Tatuażem zajmuje się od ponad 30 lat, a jej historii można słuchać bez końca. Dagmara Nawikas-Misiuk, która prowadzi gdańskie Tat Studio, opowiada o trudnych początkach branży tatuażu w Polsce i pierwszych konwentach. Przeczytaj, dlaczego razem z przyjaciółmi stworzyli strefę ’90, czyli galerię historii polskiego tatuażu i czy jest to dla niej nowy rozdział.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z tatuażem?

Piotr Żurawski zamieścił ogłoszenie w Anonsach. Była to pierwsza na rynku wydawniczym gazeta, w której prywatne osoby mogły bezpłatnie zamieszczać ogłoszenia. Napisał, że szuka osób zdolnych plastycznie, z którymi chce nawiązać współpracę. Miał wtedy zamiar otworzyć swoje studio tatuażu w Gdyni i szukał osób chętnych do pracy. Jak tylko przeczytałam ogłoszenie, od razu zgłosiłam się do Piotra.

Czy miałaś już jakieś doświadczenie z tatuażem zanim poznałaś Piotra?

Nie miałam żadnego doświadczenia. Miałam 20 lat i tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę w życiu robić. Po skończonej szkole zostałam jubilerem. Próbowałam pracować w firmie jubilerskiej, ale nie odpowiadała mi praca, w której miałam narzucone godziny. Sprzedawałam też unikatową biżuterię artystyczną i robiłam zlecenia dla różnych firm reklamowych. W tamtych czasach wyglądało to zupełnie inaczej niż teraz, bo wszystkie projekty rysowałam ręcznie.

Dagmara Nawikas-Misiuk
Historia tatuażu Dagmara Nawikas-Misiuk

Trudne początki

Czy Piotr od razu Cię zatrudnił?

W czasie gdy spotkałam się z Piotrem, studia jeszcze nie było, dopiero zamierzał je otworzyć. W międzyczasie nadarzyła się okazja wyjazdu do Norwegii, z której skorzystałam. Przez rok w Norwegii mieszkałam nad studiem tatuażu i zawsze przechodząc obok, przyglądałam się, jak pracują. Nigdy jednak nie miałam odwagi tam wejść. Przed zostaniem tatuażystką, nie odwiedziłam za granicą żadnego studia tatuażu.

W 1992 roku wróciłam do Gdańska. Piotra studio funkcjonowało już od dwóch lat. Przyszłam zrobić wtedy swój pierwszy tatuaż. W studio pracował już Tomasz Skoczypiec. Przypomniałam Piotrowi o naszych spotkaniu sprzed kilku lat. Rozmawialiśmy na temat gazet z tatuażami, jakie wtedy przeglądałam, zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. To było jedyne źródło wiedzy na temat tatuaży i wzorów w tym czasie. Do dzisiaj mam w swoich zbiorach gazety amerykańskie i niemieckie. Najstarsze z 1993 roku.

Podczas rozmowy z Piotrem, powiedziałam, że nadal chcę tatuować, ale w tym czasie planowali zmianę lokalizacji studia. Przez pół roku pracowałam z Jerzym „Zimon” Kolasą w Sopocie. Zimon to nie tylko świetny tatuażysta, ale też aktor i autor scenariuszy m.in. do kultowego filmu „Sztos”, który opowiada historię cinkciarzy z lat 70. i 80. W tym czasie uczyłam się tatuować u Jerzego i składać maszynkę pod okiem Piotra. Pracy nie było dużo, wykonałam może 30 tatuaży, mimo tego po otwarciu nowego studia dołączyłam do zespołu Piotra.

Pierwsza tatuażystka w Polsce

Byłaś pierwszą tatuującą kobietą w Polsce?

Tak, ale nie odbierałam tego jako wyróżnienie. Zawsze byłam na końcu w zeszycie, w którym robiliśmy zapisy. Wszyscy dostawali pracę, a ja byłam ostatnia. Musiałam być 15 minut przed otwarciem, żeby przygotować studio, zamieść, posprzątać. Były dyżury, ale to ja z reguły musiałam zajmować się porządkami. Jak spóźniłam się trzy razy w miesiącu, nie dostawałam premii. Byłam bardzo zdeterminowana i nie wiem, dlaczego się nie poddałam. Pieniędzy nie było z tatuaży dużo, ale w zamian dostawałam wiedzę, jakiej nie mogłam dostać nigdzie indziej, to była bezcenna nauka.

Jak wyglądała branża tatuażu w latach 90.?

Była zasada, że nie tatuowało się dłoni, twarzy, nawet przedramion, bo w tamtym okresie tatuaż nadal był źle postrzegany. Te zasady były spisane i wisiały w naszym studiu, żeby każdy klient miał świadomość. Na Pomorzu popularne były tatuaże o tematyce morskiej. Wzory wybierało się z przygotowanego katalogu. Często tatuowało się też skorpiony, znaki zodiaku, róże, tribale. Popularne były motywy z filmów jak np. „Od zmierzchu do świtu” Quentina Tarantino.

Wywiad z Dagmarą Nawikas-Misiuk

Nie było entuzjazmu wśród społeczeństwa, że powstają nowe studia tatuażu. Tatuaż w tamtym czasie był kojarzony z marynarzami, prostytutkami i marginesem społecznym. Otwierając swoje studio w 1996 roku, urzędnicy nie mieli nawet wytycznych, jak powinna wyglądać pracownia, tworzyliśmy je od postaw. Jako właściciel musiałam znać się na wszystkim, to był trudny czas.

Ludzi pamiętam i poznaje przez swoje tatuaże. Wracają do mnie po wielu latach, jak już odchowają dzieci, a ich biznes jest stabilny. Z sentymentem wspominają pierwsze wizyty. W końcu mają czas na kontynuacje swoich marzeń. Cenią sobie fakt, że mogą wejść bez umawiania, porozmawiać, wrócić pamięcią do przeszłości. Teraz moimi klientami często są ich dzieci.

Sprzęt do tatuażu

Skąd braliście sprzęt do tatuażu?

Piotr był pierwszym producentem sprzętu na skalę masową, ale w całej Polsce było w tym czasie około 300 studiów tatuażu. Teraz jest 300 w jednym rejonie. Nie każdy miał też wiedzę, jak się lutuje igły. Jak przychodziło się do Piotra kupować igły-druty, to trzeba było też wiedzieć, jak je lutować. Ta wiedza nie była przekazywana w jakiś wyczerpujący sposób, Piotr uczył przez godzinę jak to zrobić, bo jak kupujesz sprzęt i bierzesz cały zestaw, to potrzebna była informacja jak go używać. To była jednak tylko namiastka, tego, co powinno się wiedzieć, ale ludzie jakoś sobie radzili. W studiu też nie każdy wiedział jak lutować igły. Z reguły jedna osoba przygotowywała je dla wszystkich tatuażystów w pracowni. Niektórym, bez wiedzy i doświadczenia zajmowało to dużo więcej czasu: lutowanie, mycie, pełne serwisowanie trwało nawet 2 godziny.

Do tej pory wiem jak rozłożyć i złożyć każdą maszynę, robię to na pamięć z zamkniętymi oczami. Znam swój sprzęt od podstaw. To jest wiedza, której brakuje młodym ludziom. Jesteśmy w stanie odróżnić, jaki kolor jest wbity cewką, a jaki penem czy maszyną rotacyjną. Widać technikę wbijania pigmentu w szczególności, jak tatuaż ma wiele lat. Mam tatuaż wykonany 23 lata temu i kolor jest perfekcyjny, nie potrzebuje poprawek. Warto tez wspomnieć, że wybór barwników nie był tak zróżnicowany, jak teraz. Kiedyś mieliśmy dostęp tylko do 12 podstawowych kolorów, z których tworzyliśmy inne odcienie. Tusze różniły się tez składem, który uważam, był dużo lepszy niż obecnie.

tatuaż Dagmara Nawikas-Misiuk
Historia tatuażu Dagmara Nawikas-Misiuk
Historia tatuażu Dagmara Nawikas-Misiuk

Gotowe katalogi i wzory tatuażu

Skąd czerpaliście inspiracje do wzorów na tatuaż?

Społeczność tatuażystów na początku lat dziewięćdziesiątych była mała. Wszyscy się znaliśmy, jednak paradoksalnie, dopiero na konwencjach Mega Tattoo dowiedzieliśmy się, że mamy podobne czarno-białe wzory, co było dla nas zaskoczeniem. Nie mieliśmy tak jak teraz takiego dostępu do szukania inspiracji — internet, książki, katalogi. Wszystkie wzory pochodziły od Piotra dlatego były niemal jednakowe. Dopiero później zaczęliśmy rysować, jak dowiedzieliśmy się, o co w tym wszystkim chodzi. Nie było też szerokiej, globalnej wymiany wiedzy, jaka jest teraz. Większość ludzi z branży, jakich znałam to tatuażyści z Warszawy, Szczecina, trochę z Inowrocławia i Koszalina. Jak ktoś narysował projekt z zaprzyjaźnionego studia, wysyłał ksero następnemu, my robiliśmy ksero naszych i na tym polegała wymiana wzorów i dzielenie się wiedzą o tatuażu. Byliśmy krajem postkomunistycznym, nawet wyjazdy za granicę były mocno ograniczone dlatego radziliśmy sobie w ten sposób, ucząc się od siebie nawzajem.

Piotr Żurawski Gdynia

Pierwsze konwencje tatuażu w Polsce

Jak wyglądały pierwsze konwencje tatuażu?

Codzienność wyglądała tak, że to my czekaliśmy na klienta i robiliśmy 2 lub 3 tatuaże tygodniowo. Na pierwszej mojej konwencji Maga Tattoo w 1998 roku zarobiłam tyle, co w dwa miesiące w Gdańsku, to był dla mnie szok. Pierwsza konwencja Mega Tattoo była zorganizowana w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Podczas tego wydarzenia po raz pierwszy w historii gościliśmy obcokrajowców. To było takie flagowe, prestiżowe miejsce w Polsce, do którego mogliśmy zaprosić osoby z innego kraju. Mega Tattoo prowadził wtedy Skiba, kolejną Kuba Wojewódzki potem wydarzenie przeniosło się na Torwar. Po 14 latach była kolejna próba zorganizowania konwencji, jednak nieudana. Pamiętam, że podczas tych konwencji mogłam kupić sprzęt do tatuażu. Do tej pory mam włoskie maszyny Laura Poliniego, które nadal działają. Zresztą moja pierwsza maszyna cewkowa, konturowa jest z 1994 roku i nadal mogę nią pracować. Nie wymieniłam w niej żadnej ważnej części, poza przepaloną blaszką na tylnej kotwicy. Od 7 lat dopiero pracuje na maszynie rotacyjnej i kartridżach. Przedtem pracowałam na maszynie cewkowej — nie mogłam się przemóc. Cewka miała swoją wagę, rury wielorazowe, stalowe też sporo ważyły i jak wzięłam maszynę rotacyjną do ręki, nie byłam w stanie zrobić konturu.

Strefa ’90

Po co powstała strefa ’90 na konwencjach?

Jak Sławek Frączak zadzwonił do nas i zaproponował stworzenie strefy ’90, to wiele osób było zainteresowanych. My teraz wracamy do tych czasów, wspominamy i nas to znowu jara. Wiele młodych osób podchodzi do naszej strefy i mówi „Zobacz jakie gówniane rzeczy się kiedyś robiło”, ale jest też znacznie większe grono ludzi przed trzydziestką, którzy chcą znać historię tatuażu w Polsce. Wiele osób, nie tylko z branży tatuażu ma potrzebę powrotu do korzeni i opowiedzenia swojej historii. W nas też to jest. Uważamy, że warto zostawić coś po sobie nie tylko tatuaże, bo fajnie jest być częścią większej społeczności. Teraz wszystkie aspekty życia bardzo się spłycają. Świat tatuażu mocno przyspieszył. Dostępność sprzętu i wiedzy tak nadały rytm, że na rynek wchodzą coraz to młodsze pokolenia. Z jednej strony to fajnie, że tatuaż wyszedł z podziemia i branża staje się mainstreamem, mimo tak krótkiej historii. Z drugiej jednak warto znać genezę, jak kształtowało się wszystko na przestrzeni lat, poznać głębiej społeczność, ich wartości, pochodzenie, żeby być bardziej świadomym. Chcemy też zaszczepić w młodszych pokoleniach tatuażystów i miłośników tatuażu, to, co sami zaznaliśmy. Pokazać jak tatuaż łączył, jak tworzyliśmy tę kulturę w Polsce. Pokazać, że to znacznie więcej niż rysunki na ciele. To część naszej tożsamości.

strefa 90
strefa 90 podczas Warsaw Tattoo Convention

Nie byłoby nas, gdyby nie ludzie, którzy do nas przychodzą

Czujesz się bardziej rzemieślnikiem czy artystką?

Moim zdaniem jesteśmy rzemieślnikami, artystami, ale też pracujemy w branży usługowej. Ja jestem rzemieślnikiem i dobrze się z tym czuje. Mam taką wiedzę, że w swojej dziedzinie jestem w stanie odpowiedzieć na każde pytanie, znam sprzęt od postaw. To, co dla mnie ma najwyższą wartość w branży, to świadomość, że nie byłoby nas, gdyby nie ludzie, którzy do nas przychodzą. Chcę za to serdecznie podziękować. W swoim studiu mam dużo dojrzałych klientów, co bardzo doceniam. Nie chcą wysyłać zapytań przez Instagrama czy mailem. Ważniejsza jest rozmowa i relacje niż bezosobowe maile i formularze. Lubię mieć kontakt ze swoimi klientami, słychać ich, doradzić jak dopasować wzór do miejsca na ciele. 

Często moi klienci przychodzą do mnie ze swoim wzorem, a wychodzą z innym, bo wszystko musi współgrać z anatomią. Żyjemy tym, co robimy, nie tylko traktujemy to jako biznes, ale też styl życia. Kształcimy swoich klientów, uświadamiamy ich, jak tatuaż będzie wyglądał po latach. Szczególnie tyczy się to kobiet, które często do mnie przychodzą. Wiem, jak zmienia się ciało, jak dopasować wzór do konkretnej części ciała, wiem też, jak tatuaż się zagoi. Tworząc klasyczne tatuaże, potrzebna jest wiedza. Dla mnie klasyczne tatuaże to oldschool i rockabilly. Tu nie ma miejsca na własną interpretację, wtedy stajesz się rzemieślnikiem, który musi mieć świadomość symboli, techniki i je odwzorować. Klasyka tatuażu zawsze będzie taka sama, zarówno teraz, jak i za 100 lat.

Przydatne linki