Loskkee – Henna art czyli tatuaż tymczasowy
Jeśli henna nadal kojarzy się wam z tatuażami, robionymi w czasach dzieciństwa podczas wakacji nad morzem; czas abyście zmienili swój sposób postrzegania tej sztuki! Zdobienie ciała za pomocą naturalnych barwników to praktyka dużo starsza niż tatuaż. Dlaczego Aleksandra zajęła się malowaniem wzorów tymczasowych i czy miała wcześniej do czynienia z maszynką do tatuażu? Czytajcie do samego końca, a dowiecie się, że malowanie ciał organicznych to nie jedyna nisza artystyczna, w jakiej Aleksandra się specjalizuje!
Henna i jagua – sztuka zdobienia ciała starsza niż tatuaż
M.W.: Wyczytałam w sieci, że malowaniem henną zajmujesz się już od 5 lat. Powiedz mi jak doszło do tego, że stało się to twoją pasją?
A.L.: To dosyć śmieszna historia, bo henną zainteresowałam się krótko po tym, jak rzuciłam pierwsze studia. Czekając na rozpoczęcie nowego roku akademickiego, szukałam jakiegoś kreatywnego zajęcia, które wypełniłoby mi czas. Tym sposobem trafiłam na warsztaty prowadzone przez @hennaillu, wtedy znanej jeszcze pod nazwą „Śląskie hennowanie”, no i…, zakochałam się w hennie od pierwszego malowania. Zajmowałam się tym przez cały okres trwania moich studiów, a teraz, kiedy je już skończyłam, mogę w pełni oddać się malowaniu.
M.W.: Naturalna henna, jagua, biała henna – czym różnią się między sobą specyfiki, wykorzystywane do tworzenia wzorów?
A.L.: I henna, i jagua są to naturalne barwniki pochodzenia roślinnego, które barwią naskórek na stałe. Tymczasowość wzorów malowanych henną wynika z naturalnego cyklu łuszczenia się wierzchniej warstwy skóry. Jeśli chodzi o kolory, jakie można uzyskać korzystając z barwników roślinnych; henna daje odcienie brązowe, a jagła granatowe. Z kolei biała henna „leży” na skórze, nie ingerując w jej warstwy. W zasadzie; białej hennie najbliżej do wodoodpornej farby do ciała, a więc jest to syntetyczna substancja, która zmywa się po 2-3 dniach. Słabo znosi ścieranie; nigdy nie przetrwała nocy, kiedy nosiłam ją na palcach. Naturalne barwniki, w zależności od miejsca potrafią przetrwać na skórze zdecydowanie dłużej, nawet 2 lub 3 tygodnie, w zależności od malowanego miejsca. Najlepsze są pod tym względem uda, bo skóra w tym miejscu jest grubsza oraz nie ma częstego kontaktu z wodą (tak jak np.: dłonie).
M.W.: Rozumiem, że barwniki których używasz nie mają za wiele wspólnego z ogólnodostępną drogeryjną henną?
A.L.: Nie, absolutnie! Taka henna kosmetyczna często ma niewiele wspólnego z naturalnym barwnikiem, bo nawet nie zawiera w sobie tej rośliny. Kiedyś faktycznie kobiety częściej sięgały po naturalną hennę. Obecnie ta nazwa stanowi raczej skrót myślowy…, pod którym producenci sprzedają chemiczne mieszanki czarnej henny. Ja, do produkcji pasty, którą maluję, używam przesianego trzykrotnie proszku z liści i pędów rośliny o tej samej nazwie. W jej skład wchodzą również: woda, cukier oraz olejek eteryczny; najczęściej lawendowy lub eukaliptusowy. Dzięki temu, że przygotowuję tę mieszankę sama, doskonale wiem co w niej jest i generalnie rzecz ujmując – jeśli ktokolwiek chciałby rozpocząć swoją przygodę z malowaniem ciała henną to polecam przygotowywać pastę samodzielnie lub kupować ją u zaufanych sprzedawców, którzy sami zajmują się malowaniem.
Nigdy nie używałam (i nie polecam nikomu!) czarnej henny, która jest substancją syntetyczną, zawierającą PPD (składnik niby regulowany przez UE, jednak w sposób niewystarczający, o czym świadczy brak listy składników na rożkach do malowania, zamawianych ze wschodu) niestety, bardzo często wywołuje niepożądane reakcje alergiczne, podrażnia skórę i może nawet poparzyć. Zresztą – w sieci krążą zdjęcia takich oparzeń. Ja już się ich w sieci naoglądałam i mówię czarnej hennie stanowcze – NIE! Jagua z kolei pochodzi z zupełnie innej części świata i jej przygotowanie jest zgoła odmienne. Produkuje się ją z owocu Genipa Americana, który jak sama nazwa wskazuje, jest niedostępny w naszej części świata, dlatego ja sprowadzam jaguę już w gotowej postaci żelu. Posługuję się wyłącznie produktami posiadającymi atesty unijne (tzw. Safety Assessment). Niestety jagua częściej uczula, ponieważ jest przygotowywana z owocu, a nie liści i łodyg. Ludzie miewają uczulenia na owoce, więc zawsze pytam i informuję klientów o takim ryzyku. Nie maluję jaguą dzieci poniżej 12 roku życia, ponieważ w tym wieku jeszcze trudno określić na co i czy dana osoba ma alergię.
M.W.: Podejrzewam, że wybór odpowiedniej jakości barwników jest niezwykle istotny. Czy osoby z schorzeniami dermatologicznymi, takimi jak trądzik czy AZS, mogą pozwolić sobie na tatuaże z henny bądź jaguły?
A.L.: Tych barwników nie powinno nakładać się na rany, ponieważ mogą się one zagoić pod skórą. Zatem skóra musi być zdrowa, bez aktywnych stanów zapalnych czy innych uszkodzeń. Sama henna w postaci proszku ma właściwości antygrzybiczne, jednak w paście używanej do malowania, stężenie olejków eterycznych jest bardzo wysokie, więc nie ryzykowałabym nakładania jej na otwartą ranę. Jeśli chodzi o blizny; czasem trudno przewidzieć jak barwnik będzie się zachowywał w takim miejscu. Zdarzało się, że na wypukłych bliznach barwnik chwytał bez najmniejszego problemu, innym razem w ogóle się nie przyjmował. Jedno jest pewne – skóra w miejscu malowania musi być wygojona.
M.W.: To podobnie jak w tatuażu; czasem udaje się zakryć bliznę, jednak bywa i tak, że tuszu po prostu nie da się wbić pod skórę.
A.L.: Tak, z tą różnicą, że w przypadku henny nie umieszczamy barwnika w głębszych warstwach skóry.
Co wspólnego mają techniki malowania naturalnymi barwnikami z tatuażem?
M.W.: Czy ludzie często zgłaszają się do ciebie z prośbą o swoistą “wizualizację” swojego przyszłego tatuażu?
A.L.: Nadal jest to mniejszość wśród moich klientów, chociaż kilkukrotnie zdarzyło mi się, że dziewczyny, które malowałam, miały później wytatuowane wzory w podobnej estetyce. Mimo wszystko przeważają osoby, w znacznej mierze kobiety, jakie po prostu chcą mieć coś ładnego na skórze przez 2-3 tygodnie. Zazwyczaj przygotowują się na jakąś specjalną okazję; czy to festiwal, czy wakacje. Oczywiście, czasem zdarzają się klienci, którzy przyznają wprost, że myślą o tatuażu, ale jeszcze nie są gotowi do podjęcia tak wiążącej decyzji. Mówię im wówczas, że możemy zrobić coś podobnego, bo metody malowania henną lub jaguą nie odwzorowują wszystkich tatuatorskich technik. Poza tym, nie jestem w stanie przygotować pełnej wizualizacji projektu dla klienta, tylko buduję kompozycję w trakcie naszego spotkania.
M.W.: Czyli malowanie henną można poniekąd porównać do tatuowania z freehandu? Przy okazji chciałam się ciebie dopytać jakich narzędzi używasz do malowania?
A.L.: Tak, myślę że przywołanie w tym momencie techniki tatuowania z freehendu jest jak najbardziej słuszne. Niektóre artystki specjalizują się w cieniowaniu, dzięki czemu mogą odwzorować, na przykład, projekt realistyczny. Nie jest to jednak mój styl. Interesują mnie wzory nawiązujące do kultury indyjskiej, ornamenty, mandale, kwiaty i kształty geometryczne. Najprościej rzecz ujmując – czerpię inspirację z wzornictwa orientalnego, egzotycznego. A czym nakładam barwniki? Najpierw przygotowuję mieszankę w misce, a następnie przekładam ją do specjalnych rożków. Malowanie henną w ten sposób przypomina dekorowanie ciasta kremem i z początku może wydawać się trudne, bo jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by dociskać narzędzie do powierzchni. W przypadku nakładania barwników przy użyciu rożka trzeba delikatnie „sunąć” po powierzchni, aby go równomiernie rozłożyć i nie uzyskać efektu przerysowania.
M.W.: Twoja ulubiona stylówka w tatuażu – sądząc po projektach jakie tworzysz, zgaduję że będą to motywy botaniczne, geometria i tatuaż etniczny. Czy się mylę? Co najbardziej podoba ci się w tej sztuce?
A.L.: Tu pewnie cię zaskoczę, ponieważ gdybym miała opisać swój ulubiony styl to powiedziałabym, że są to mocno ilustracyjne tatuaże neotradycyjne, najlepiej z motywami zwierzęcymi. Gruby kontur, dużo wyrazistych kolorów no i oczywiście – im większy projekt tym lepiej (śmiech)!
M.W.: Nawisam mówiąc, to właśnie takie tatuaże najlepiej znoszą próbę czasu! Powiedz mi zatem czy śledzisz poczynania jakichś tatuażystów? No kto jest autorem twoich tatuaży, bo domyślam się, że masz ich kilka?
A.L.: Śledzę wielu, szczególnie polskich artystów, a może raczej powinnam powiedzieć artystek, bo zdecydowaną większość stanowią kobiety. Uważam, że mamy w Polsce naprawdę bardzo dobrych tatuatorów: Dominika Jędrasik ze studia „Zmierzloki”, Zeyt z Wrocławia, Ania Pająk z „Czarnego Złota”. Od Ani mam tatuaż i szczerze ją polecam, to bardzo utalentowana osoba. Poza tym śledzę poczynania Laury „Candy Ink, Kateryny Zielenskiej z pracowni „Dirty Lust” w Warszawie oraz Adama Niezgody, znanego pod pseudonimem Ink by Adam. Na ten moment posiadam również 9 tatuaży od 6 różnych artystek: Yadou, Kateryny i Ani, które już wcześniej wspomniałam, Katuszy, Mai „Mrozyc” i Nasti Juriewicz. W większości są to motywy zoologiczne; notabene w tym roku zrobiłam sobie 2 nowe tatuaże, więc wyczerpałam już swój narzucony limit, ale myślę, że patrząc na tatuaż perspektywicznie – to nie koniec mojej przygody. Chodzi mi po głowie motyw z anime. Koniec ze zwierzętami! (śmiech) Zarówno japońska jak i zachodnia animacja to coś, co uwielbiam.
M.W.: Henna nie jest trwała – nie myślałaś o tym, aby chwycić za maszynkę i utrwalić swoje prace na skórze klientów?
A.L.: Tak, myślałam o tym. Powiem ci szczerze, że przed naszą rozmową przescrollowałam sobie Instagrama i natrafiłam na zdjęcie z 2015 roku, na którym dziaram banana. To były jeszcze czasy liceum, w których nie cierpiałam na nadmiar gotówki, więc kupiłyśmy, na pół z koleżanką, najprostszy zestaw do tatuowania. Zdarzało mi się wówczas pracować na jakichś świńskich skórkach czy grejpfrutach, ale wtedy też wkręciłam się w hennę. W zasadzie zaczęłam obie te rzeczy robić równolegle, chociaż tatuażem interesowałam się dużo wcześniej. Henna jest też dużo prostsza, jeśli chodzi o spotkanie z człowiekiem oraz nawiązywanie z nim relacji. Oczywiście, do pewnego stopnia klient musi mi zaufać; jednak ja nie projektuję wzoru, który zostanie z nim do końca życia oraz nie zadaję bólu innym, jak tatuażysta. Na tatuatorze ciąży ogromna odpowiedzialność. Sam fakt zadawania bólu ludziom wywołuje dyskomfort u mnie samej; jakoś trudno mi to zaakceptować. Moje spotkanie z klientem wygląda tak, że umawiamy się w jakimś zacisznym miejscu, na przykład w jakiejś kawiarni, rozmawiamy o projekcie, a później przystępuję do działania.
M.W.: Wspólnie ze swoją siostrą współtworzysz również artystyczny projekt Enchanterium – myślę, że to temat na osobny wywiad! Pozwól jednak, że zapytam nieco przewrotnie…, dlaczego duże dziewczynki nadal bawią się lalkami?
A.L.: Poniekąd „zmusiła” mnie do tego moja siostra, która jest uzdolniona technicznie; lubi modelować w glinie, specjalizuje się w druku 3D, poza tym studiowała fizykę. Niestety; nie potrafi malować, więc pod tym względem się uzupełniamy. Początkowo podchodziłam do całego pomysłu sceptycznie, ale z biegiem czasu bardzo to polubiłam; szczególnie teraz, w czasach pandemii, kiedy nie ma zbyt wielu okazji ku spotkaniom z ludźmi. Poza tym traktuję to zajęcie jako swoistą terapię. Kilka lat temu dowiedziałam się, że choruję na bielactwo, więc postanowiłam, że moja lalka (która była również tematem mojej pracy dyplomowej) również będzie miała tę przypadłość. Dzięki temu „odczarowałam” swoją chorobę, zaakceptowałam i powiem nawet więcej: sprawiłam, że bielactwo stało się w moich oczach czymś pięknym. Lalki od zawsze kojarzyły się nam z pięknem, a czasem wręcz propagowały wyidealizowany obraz kobiety; być może dlatego, odpowiadając na twoje pytanie, i duże, i małe dziewczynki nadal „bawią się lalkami”? Każda dorosła osoba ma w sobie wewnętrzne dziecko. Każda osoba poszukuje w życiu czegoś pięknego, dającego radość. Popyt na tego typu lalki jest duży. Przyjmujemy sporo zamówień od zagranicznych klientów, którzy chcą zwizualizować swoją ulubioną postać lub swoje alter-ego w fizycznej formie. Polska nie jest jeszcze otwarta na tego rodzaju projekty, aczkolwiek mamy swoje małe community, więc znamy się z innymi twórcami lalek.
M.W.: Bardzo serdecznie dziękuję ci za rozmowę, no i życzę abyś, mimo trudnych czasów w jakich obecnie żyjemy, mogła prężnie rozwijać swoje pasje oraz realizować kolejne plany!
A.L.: Dziękuję!