Podróżniczka, tatuatorka i właścicielka wrocławskiego studia tatuażu Nasza Tattoo Shop. To oczywiście za mało, aby przedstawić komuś artystkę, posługującą się w sieci pseudonimem Dżo-Lama. Oczywiście o ile jakiś entuzjasta tatuażu jeszcze o niej nie słyszał; a takich osób zapewne nie znajdzie się wiele. To kobieta świadoma swoich umiejętności oraz pozycji w branży, która czerpie pełnymi garściami ze spotkań z innymi ludźmi. Otwarcie przyznaje, że klienci pozwalają jej rozwijać się artystycznie i po części również kształtują inne pasje. W naszej rozmowie poruszyłyśmy tematy, na które Dżo-Lama nieczęsto miała okazję udzielić odpowiedzi…, a to chyba wystarczająca zachęta do lektury!
Absolutnie nie czuję żadnej presji; może dlatego, że nie postrzegam siebie jako autorytetu. Jestem po prostu świadoma swoich umiejętności oraz pozycji, jaką zajmuję w tatuatorskim środowisku. […]
Tatuatorka z charakterem
M.W.: Jesteś osobą rozpoznawalną w branży, która prowadzi własne studio we Wrocławiu. Czy od początku nastawiałaś się na osiągnięcie sukcesu w tym środowisku?
Dż.L.: Myślę, że tak. Nie do końca wiedziałam, jak dalej potoczy się moje życie; tym bardziej jak będzie wyglądało za parę lat. Jednak już wtedy miałam w głowie mglistą wizję swojej przyszłości. Dużo bieżących rzeczy pokryło się z tym wyobrażeniem, ale też sporo z nich mnie zaskoczyło. Na pewno jestem szczęśliwa; czuję, że znajduję się we właściwym miejscu i to jest dla mnie najważniejsze.
M.W.: Czy czujesz presję w związku z tym, że przez wielu młodych, aspirujących tatuatorów jesteś postrzegana jako autorytet?
Dż.L.: Absolutnie nie czuję żadnej presji; może dlatego, że nie postrzegam siebie jako autorytetu. Jestem po prostu świadoma swoich umiejętności oraz pozycji, jaką zajmuję w tatuatorskim środowisku. Staram się być po prostu sobą, przez co zawsze jestem do bólu szczera. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może to odpowiadać…, ale kwestie związane z akceptacją przez otoczenie mam już za sobą. Dawno temu przepracowałam je wewnętrznie. Poza tym uważam, iż bardzo ważnym i mądrym rozwiązaniem jest zostawienie sobie pewnego marginesu błędu. Ja często się mylę, lecz szybko wyciągam wnioski z porażek i idę dalej. Myślę, że jeśli ktoś odczuwa presję związaną z piastowaniem pewnego stanowiska, to musi jeszcze nad sobą popracować. Życzę wszystkim, aby pozwalali sobie w życiu na więcej luzu, który zminimalizuje te negatywne wpływy.
M.W.: A kogo ty podziwiasz i kto lub co inspiruje cię na co dzień?
Dż.L.: Podziwiam moich bliskich oraz klientów, jacy do mnie trafiają. Często dostaję od nich “motywacyjnego strzała”; o ilości życiowych lekcji już nawet nie wspomnę, bo było ich bardzo dużo. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej klienteli – trafiają do mnie ludzie doświadczeni życiowo i mocno zróżnicowani. Doceniam każde takie spotkanie, bo to działa w dwie strony. Widzę jak się dzięki nim zmieniam. Sztuka dogadywania się z innymi stanowi ogromne wyzwanie. Jednak, na przestrzeni lat dostrzegam, jaki postęp udało mi się poczynić i z jaką łatwością przychodzi mi to obecnie. Poza tym, kontakt z drugim człowiekiem oddziałuje na moje pasje oraz styl tatuowania.
Dż.L.: Tak, podjęłam ją raczej na spontanie. Mialam 17 lat, więc w tym wieku raczej trudno uznać ją za decyzję przemyślaną bardzo skrupulatnie (śmiech)! Wcześniej, zanim zajęłam się tatuowaniem, uczęszczałam do szkoły artystycznej; byłam w klasie o profilu jubilerskim. A więc nauka tego fachu szła mi dużo szybciej.
M.W.: W swoich pracach nie ograniczasz się wyłącznie do czerni. Jakie są twoje ulubione połączenia kolorystyczne?
Dż.L.: Czerń stanowi moją bazę, zatem co najmniej 70% każdego tatuażu się z niej składa. Kolor to akcent, dlatego używam mocnych i wyrazistych barw, ale jednocześnie nie tak oczywistych. Uwielbiam mieszać turkusy ze wszystkimi odcieniami niebieskiego czy zieleni. Lubię dodawać, już na samym końcu pracy trochę różu lub pudrowych odcieni pomarańczu. Często słyszę od klientów, że nigdy nie chcieli mieć kolorowego tatuażu, ale w takim wydaniu przekonali się do koloru i chcą go na swoim ciele. 😉
M.W.: Lubisz odwiedzać inne studia, czy jednak najlepiej czujesz się w swojej własnej pracowni?
Dż.L.: Każde miejsce, które odwiedzam, pozwoliło mi czegoś się nauczyć, zdobyć nowe doświadczenia. W ostatnich latach jeżdżę tylko tam, gdzie będę czuła się dobrze i spotkam ludzi, jacy zainteresowali mnie wcześniej swoimi pracami lub samym sposobem życia. Zanim gdziekolwiek pojadę, staram się jak najwięcej dowiedzieć o danym miejscu, żeby po prostu nie tracić czasu. Chyba dobrze mi to wychodzi. Dawno nie trafiłam do salonu, w którym czułabym się niekomfortowo. Ale oczywiście najlepiej dziara się w swoim własnym studiu. Wówczas bardziej skupiam się na samym tatuażu. Dlatego równowaga to słowo klucz – zachowuję zdrowy balans między ilością wypadów na guest spoty, a byciem w studiu.
M.W.: Miałaś okazję pracować w amerykańskich salonach tatuażu. Czym różni się tamtejsza scena od naszej, polskiej?
Dż.L.: Bardzo lubię pracować w Stanach. Klienci są tam niesamowicie otwarci na to, co dla nich rysuję. Mój warsztat wzbudza duże zainteresowanie, bo w USA tatuatorów tworzących w alternatywnych stylach wciąż jest niewielu. Dodatkowo, ku mojemu zaskoczeniu, Amerykanie są zafascynowani polską sceną tatuażu. Podczas rozmów wymieniali mi nazwiska artystów, z którymi dobrze się znam, ponieważ mieszkamy w jednym regionie. Często pytają mnie, skąd w Polsce taki wysyp wybitnych tatuatorów? Cóż, nie ośmielę się zaprzeczyć. Polska na tle innych krajów wypada bardzo dobrze. Możemy być dumni z naszych artystów.
W miejscach, gdzie przyszło mi pracować, zaskoczyło mnie, że branża jest już bardzo dobrze rozwinięta. Studia tatuażu w Stanach posiadają własne aplikacje mobilne do przechowywania danych personalnych klientów, aplikacje do inwentaryzacji i… całe systemy przeznaczone do prowadzenia danego biznesu. W jednym salonie spotkałam się nawet z szafą do podgrzewania kocyków dla klientów (śmiech)!
M.W.: Gdybyś nie zajmowała się tatuowaniem, jak potoczyłaby się twoja kariera? Brałaś w ogóle pod uwagę taką możliwość?
Dż.L.: Gdybym nie tatuowała, chciałabym być gospodarzem w agroturystyce i zajmować się ogrodem, zwierzętami. A w wolnych chwilach lepić gliniane garnki oraz robić naturalne kosmetyki. 😉
M.W.: Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Dż.L.: W niedalekiej przyszłości planuję ruszyć z tatuatorską agroturystyką w Karkonoszach. Jesteśmy na etapie prac ziemnych, więc w ciągu najbliższych dwóch lat powstanie tam nasz nowy azyl, do którego będę mogła zapraszać klientów!