Foto w nagłówku: Humans
Debora Sass: silna i niezależna
Pewność siebie to nie jest cecha, z którą rodzi się każdy – wręcz przeciwnie! Przychodzi z czasem, w miarę poznawania własnych potrzeb czy stawiania czoła wyzwaniom, które wymagają abyśmy wyszli ze swojej strefy komfortu. W zasadzie…, nie ma jednej, sprawdzonej metody na to by nabrać pewności siebie. Dlatego warto poznawać historie takich ludzi jak Debora, artystka z Łodzi, która nie tylko sama pokonała swoją nieśmiałość. Tatuatorka pomaga również zapomnieć innym o trudnej przeszłości, między innymi dzięki zaangażowaniu w akcję zakrywania blizn po samookaleczaniu.
Terapia tatuażem
M.W.: Udzielanie wywiadów nie jest ci obce! W październiku zeszłego roku zabrałaś głos w sprawie samookaleczania na łamach “Wysokich Obcasów”. Jak doszło do tego, że “zostałaś wywołana do tablicy” przez dziennikarzy tego pisma?
D.S.: Byłam jedną z pierwszych osób, które zaangażowały się w całą akcję @takecare.inkproject zapoczątkowaną przez Wiktorię; może właśnie dlatego.
M.W.: Zapewne nie wszyscy czytelnicy słyszeli o akcji, którą wspomniałaś, polegającej na zakrywaniu blizn powstałych w wyniku cięcia się. Czy możesz wyjaśnić na czym polega @takecare.inkproject i jak przebiega sesja z klientem, który zgłasza się do ciebie w ramach tej akcji?
D.S.: Do akcji zgłaszają się tatuatorzy, którzy chcą pomóc osobom zdecydowanym na zakrycie swoich blizn tatuażami. Koszt sesji jest symboliczny i zazwyczaj cena takiej dziarki pokrywa jedynie wartość materiałów zużytych w trakcie tatuowania. To sprawia, że prawie każdy może sobie na to pozwolić, dając szansę na pożegnanie ze swoją przeszłością.
M.W.: Tatuaż z pewnością nie zastąpi wizyty u psychologa czy współpracy z psychiatrą ale…, może stanowić niekonwencjonalną formę terapii? Jak uważasz?
D.S.: Myślę, że dla wielu osób samo zakrycie blizn, przypominających o ciężkim okresie, pozwala zamknąć ten rozdział i stanowi pewnego rodzaju ulgę oraz krok naprzód.
M.W.: Od jak dawna zajmujesz się tatuażem? Kiedy po raz pierwszy zaświtała ci w głowie myśl, że to może być dobry sposób na życie?
D.S.: Pierwszą maszynkę kupiłam jakieś 10 lat temu, ale wtedy nie byłam do tego przygotowana (śmiech)! Tak na serio zajęłam się tatuowaniem 4 lata temu i…, chyba szybko mi się to zajęcie nie znudzi. Jestem osobą, która ma problem z dostosowywaniem się do narzuconych odgórnie zasad więc fakt, że sama zarządzam swoim czasem jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Przy okazji – mam też możliwość całkiem spoko zarabiać na tym co tworzę, a to należy raczej do rzadkości w świecie sztuki.
Pewność siebie bierze się z selfcare
M.W.: Sprawiasz wrażenie osoby głęboko samoświadomej, która nie boi się wyrażać własnych poglądów, co zresztą widać również w twoich pracach. Uważasz się za kobietę odważną? A może wzór do naśladowania dla innych, mniej pewnych siebie ludzi?
D.S.: Kiedyś byłam bardzo nieśmiała i miałam spory problem z wyrażaniem swoich opinii. Na szczęście z wiekiem nabrałam pewności siebie; teraz nawet nazbyt chętnie zajmuję stanowisko w każdej kwestii! Jak to się mówi – ze skrajności w skrajność. Moja ciocia lubiła powtarzać, że: „Jaka nie byłabym ładna, taka jestem pyskata”. Do tej pory nie wiem, czy mam traktować to jako komplement (śmiech)!
M.W.: Pozowałaś przed obiektywem Jacka Klosowskiego czy duetu Humans – kiedy modeling stał się twoim hobby?
D.S.: Sesja u Humansów była moim prezentem od siebie, dla siebie – swoistym przejawem selfcare. Była też pierwszą współpracą z profesjonalną ekipą fotografów. I muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało! Z każdą kolejną wizytą na planie zdjęciowym, nabieram większej pewności siebie przed obiektywem, co przekłada się potem na efekty finalne podjętych współprac. Z perspektywy czasu – fajnie obserwować ten progress, bo pozowanie daje mi dużo satysfakcji.
M.W.: Czy przeszła ci przez głowę myśl, aby rzucić tatuowanie i poświęcić się profesjonalnemu pozowaniu? Z twoją urodą z pewnością mogłabyś zrobić karierę modelki alternatywnej!
D.S.: Absolutnie nie! Żadna ze mnie modelka, choć jak już wspomniałam – pozowanie sprawia mi radochę i chciałabym, by w moim życiu pojawiało się więcej współprac na planach zdjęciowych.
M.W.: Ponieważ zaczęłyśmy “ciężkimi tematami”, pozwolę sobie nieco luźniej zakończyć naszą rozmowę – “In vino veritas!”. Nie da się ukryć, że sporo e tym prawdy…, jaki jest twój ulubiony rodzaj wina?
D.S.: Riesling! Jednak z winem zdecydowanie wygrywa gin z tonikiem <3