M.W.: Z tego co zauważyłam, wszystkie posiadane przez Panią tatuaże powstały w ciągu ostatnich 3 lat. Co skłoniło Panią do tak radykalnej zmiany wizerunku w tak krótkim czasie?
A: Od zawsze chciałam być wytatuowana, jednak mojemu mężowi się to nie podobało, więc zaczęłam ozdabiać swoje ciało, kiedy tylko się rozstaliśmy. Tatuaże umożliwiają mi wyrazić siebie, są bardzo artystyczną formą modyfikacji wizerunku; w przeciwieństwie do operacji plastycznych. Nigdy nie kusiło mnie, żeby poddać się jakimś chirurgicznym zabiegom. Tatuaż był u mnie zawsze brany na tapet.
M.W.: Kto jest autorem Pani tatuaży i czym kierowała się Pani przy wyborze odpowiedniego artysty?
A: Tatuowałam się w jednym studiu, wrocławskim ETC, które znajduje się na ulicy Tęczowej. Nad wszystkimi wzorami pracowało w sumie 3 artystów. Co ciekawe, trafiłam tam przez przypadek, z rekomendacji. Podczas wspólnego obiadu z przyjaciółką, w pewnym momencie dołączył do nas jej znajomy. Był cały wytatuowany. Bardzo spodobały mi się jego wzory więc zapytałam, kto jest ich autorem. Mieszkałam poza granicami kraju przez jakiś czas, więc siłą rzeczy nie wiedziałam do jakiego studia pójść, aby później tej decyzji nie żałować. Znajomy mojej przyjaciółki powiedział wprost: “Załatwię Ci kogoś kto jest zajebisty!”. Zadzwonił do Bara, właściciela ETC, u którego pojawiłam się już na drugi dzień. Od razu znaleźliśmy z Bartkiem wspólny język i zaczęliśmy współpracę. Był taki okres, że chodziłam na sesje 3 razy w tygodniu, ponieważ chciałam wytatuować całe ciało w ciągu 2 lat – i tak też zrobiłam. Jedyne miejsca, jakich nie zdecydowałam się w całości pokryć wzorami to twarz oraz podeszwy stóp.
M.W.: Od początku do końca był to Pani autorski pomysł?
A: Doskonale wiedziałam, co chcę mieć. To musiały być tatuaże związane z moim życiem oraz osobowością: upamiętniające jakieś ważne wydarzenia, zgodne z moimi przekonaniami. Artyści z ETC, poprzez swoją pracę doskonale oddali to, co chciałam wyrazić.
„[…] przez to, że jestem cała wytatuowana nie czuję się naga i to stwierdzenie chyba najlepiej podsumowuje moje podejście do stylu.”
M.W.: Czy żałuje Pani niektórych decyzji związanych z dziarami, jakie w tym czasie zapadły?
A: Nie. Ani jednej. Nie mam ani jednego “babola”.
M.W.: Modyfikacje ciała pozwoliły Pani poczuć się lepiej, być bardziej świadomą swoich atutów?
A: Nie wiem, czy można to tak nazwać, ponieważ nie brakowało mi pewności siebie. Należę do osób, pozbawionych kompleksów na punkcie swojego wizerunku, aczkolwiek nigdy nie uważałam się również za osobę nadwyraz piękną i pozbawioną wszelkich wad. Byłam po prostu kobietą o przeciętnym wyglądzie. Myślę, że najbardziej w tym całym procesie tatuowania najbardziej satysfakcjonowała mnie myśl, że jestem w stanie wytrzymać cały ten ból. Ku tego typu modyfikacjom ciała popchnęła mnie poniekąd pewna ciekawość. Chciałam poznać swoje granice. Uświadomiłam sobie, że mogę przesunąć je naprawdę daleko. Tatuaże pozwoliły mi także rozprawić się ze swoimi “demonami przeszłości”: stawiłam czoła troskom i obawom, które gdzieś tam głęboko we mnie siedziały.
M.W.: Rozumiem, że krytyka ze strony innych nie robi na Pani wrażenia?
A: Oczywiście, że nie! Uważam za śmieszne i bardzo powierzchowne osądzanie innych wyłącznie po ich wyglądzie. Każdy z nas ma własne życie i nie musi wszystkiego rozumieć, tolerancji trzeba się nauczyć. Wygłaszanie swoich osądów publicznie, na mediach społecznościowych w sposób chamski i obcesowy jest dla mnie kompletnie nieakceptowalne. Nie każdy musi tatuaże lubić. Mamy różne gusta i przekonania. Jednak tego typu komentarze, wymierzone zarówno we mnie jak i w inne wytatuowane osoby są po prostu oznaką braku szacunku. Jeśli komuś nie podoba się mój profil na Instagramie to może po prostu na niego nie wchodzić. Internet to ogromna przestrzeń; jest tak wiele innych kont i osób do obserwowania… nigdy nie byłam złośliwa i takie zachowanie po prostu nie mieści mi się w głowie. (śmiech)
M.W.: Jako osoba związana ze światem mody, a więc siłą rzeczy wyczulona na estetykę, lepiej dogaduje się Pani z innymi artystami?
A: Jak już wspominałam tatuowało mnie 3 artystów, więc ciężko mi to ocenić. W każdym razie – jesteśmy przyjaciółmi. Członkowie ekipy studia ETC traktują mnie jak członka własnej rodziny! (śmiech) Siłą rzeczy zżyliśmy się ze sobą przez te 2 lata. Odczuwam za to respekt ze strony innych artystów. To czego dokonałam, wymagało jednak dużej odporności – zarówno fizycznej jak i psychicznej. Wielokrotnie
słyszałam: “Chciałbym być tak wydziarany jak ty, ale jeszcze brak mi odwagi”. Takie słowa padały z ust osób nawet bezpośrednio związanych z branżą!
M.W.: W prowadzonym przez Panią butiku można znaleźć wysokiej jakości polskie marki odzieżowe. Czy myślała Pani o nawiązaniu współpracy z artystami z branży tatuażu?
A: Jestem otwarta na tego typu propozycje. Prowadzę swój biznes we Wrocławiu, więc muszę również sprofilować swoją ofertę pod tutejszego klienta. Nie chciałabym dopuścić do sytuacji, w której ubrania zaprojektowane przez jakiegoś tatuatora, wisiałyby na wieszakach w moim butiku. Kiedyś był boom na ciuchy zaprojektowane przez Eda Hardy’iego. Sama nosiłam jego koszulki i czułam się, jakbym sama była “ubrana w tatuaże” jego projektu! (śmiech) Wiem, jednak, że ludzie powoli przekonują się do takich nowości. Poza tym, sporo artystów wypuszcza i sprzedaje swoje kolekcje na własną rękę; nie potrzebują do tego pośredników.
M.W.: W prowadzonym przez Panią butiku można znaleźć wysokiej jakości polskie marki odzieżowe. Czy myślała Pani o nawiązaniu współpracy z artystami z branży tatuażu?
A: Jestem otwarta na tego typu propozycje. Prowadzę swój biznes we Wrocławiu, więc muszę również sprofilować swoją ofertę pod tutejszego klienta. Nie chciałabym dopuścić do sytuacji, w której ubrania zaprojektowane przez jakiegoś tatuatora, wisiałyby na wieszakach w moim butiku. Kiedyś był boom na ciuchy zaprojektowane przez Eda Hardy’iego. Sama nosiłam jego koszulki i czułam się, jakbym sama była “ubrana w tatuaże” jego projektu! (śmiech) Wiem, jednak, że ludzie powoli przekonują się do takich nowości. Poza tym, sporo artystów wypuszcza i sprzedaje swoje kolekcje na własną rękę; nie potrzebują do tego pośredników.