Pokaż mi swój środkowy palec!
Zachęca ludzi, do pokazywania środkowego palca. Bez ogródek mówi, że cukier jest do dupy, a cukrzyca to choroba kłamców. W dodatku śmiertelna. Prawdziwy antyautorytet – Michał Figurski! Założyciel Fundacji „Najsłodsi” od kilku lat stara się zmienić podejście ludzi (nie tylko tych słodkich) do choroby, z którą sam kiedyś nie mógł się pogodzić. No dobrze, ale jak cała ta przewrotna historia ma się do tematyki tatuażu? Jeśli nadal nie wiecie, rzućcie okiem na logo Fundacji!
M.W.: Zacznę od pytania o logo Fundacji „Najsłodsi”; kto je projektował i czy celowo nawiązuje ono do tradycyjnej, old schoolowej stylistyki?
M.F.: Zdecydowanie tak! To ja wymyśliłem logo, a zaprojektował je mój serdeczny przyjaciel Bartek Nowakowski z Chrum.com; polskiej marki odzieżowej robiącej t-shirty i bluzy. Osobiście uważam, że Bartek jest jednym z najzdolniejszych grafików na rynku. W 2003 roku, na początku działalności Antyradia, pomógł mi stworzyć hasło, pod jakim startowaliśmy: “Rock, Honor, Ojczyzna”. Slogan znalazł się na naszych koszulkach, a wymyślił go oczywiście Bartek. Od wielu lat jest nam ze sobą po drodze. Mamy podobne flow; dzikie poczucie humoru, niekoniecznie poprawne politycznie, dlatego wiem, że mogę na niego liczyć, kiedy potrzebuję jakiegoś pomysłu na rysunek. Ludzie różnie interpretują logo Fundacji „Najsłodsi”. Niektórzy uważają je za wulgarne – przez wymowny gest jaki się w nim znajduje. Chcę tylko zwrócić uwagę, że ręka z tym palcem jest odwrócona, co diametralne zmienia kontekst. Poza tym z tego palca najczęściej pobiera się krew do badania poziomu glukozy we krwi, co zrozumie każdy cukrzyk. Oczywiście spotkałem się też z pozytywnymi opiniami; niektóre osoby okrzyknęły logo międzynarodowym symbolem cukrzycy. Cóż, osiągnąłem co chciałem, a chciałem, żeby nasz znak był rozpoznawalny i zwracał uwagę na problem. Sama nazwa choroby – “cukrzyca” – brzmi okropnie. Dlatego ludzie, szczególnie młodzi, się jej wstydzą i ją ukrywają. Zresztą, choroby w ogóle nie są cool. Szczególnie te przewlekłe. Zależało mi na tym, aby odkłamać ten stereotyp młodego człowieka, cierpiącego na takie przypadłości; postawiłem więc na logotyp, który nada cukrzycy nowoczesny wizerunek! Myślę, że w zestawieniu z nazwą fundacji udaje się nam odczarowywać tę chorobę – bo my, diabetycy jesteśmy słodcy. To hasło zagościło również na naszych koszulkach. Noszący ją cukrzyk prowokuje innych do luźnej rozmowy o swojej chorobie i równocześnie sam zmienia do niej podejście. Nie traktuje swojej przypadłości jak wyrok.
M.W.: No właśnie – czy z cukrzycą naprawdę można normalnie żyć?
M.F.: Młody cukrzyk bardzo buntuje się przeciwko chorobie, a cała lista ograniczeń, jaka wywraca jego życie do góry nogami, wcale tego nie ułatwia. Wyobraź sobie: trafiasz do szpitala. Często okazuje się, że jesteś najmłodszą osobą na oddziale. Jeszcze nie do końca wiesz, co się właściwie dzieje, a już stoi nad tobą lekarz i mówi: “Jesteś nieuleczalnie chory. Od dzisiaj zero fast-foodów, słodkich napojów, zero papierosów, zero imprez, alkoholu i zarywania nocek”. Można się załamać. Jak ja to usłyszałem w wieku 19-stu lat…, po prostu się wściekłem! Stwierdziłem, że jeśli tak ma wyglądać cukrzyca, to ja nie chcę, przez co strasznie się z tego buntu zaniedbałem. Koronnym zaniedbaniem był wylew, jakiego doznałem w wieku 40-stu lat; dlatego założyłem Fundację „Najsłodsi”. Chcę walczyć ze stereotypami. Cukrzyca nie jest chorobą starców, leni, ani ludzi otyłych – ona może dotknąć każdego z nas. Również osoby młode nieprzystające do tego stereotypowego wizerunku. Chcemy mówić o cukrzycy jak najwięcej, bo tak na dobrą sprawę, wciąż o niej statystycznie nic nie wiemy.
[…] stoi nad tobą lekarz i mówi: “Jesteś nieuleczalnie chory. Od dzisiaj zero fast-foodów, słodkich napojów, zero papierosów, zero imprez, alkoholu i zarywania nocek”. Można się załamać. Jak ja to usłyszałem w wieku 19-stu lat… po prostu się wściekłem!
Skazany na tatuaż
M.W.: Ja również trafiłam na oddział w wieku 19-stu lat i moją motywację w okiełznaniu cukrzycy stanowiły tatuaże. Czy uważasz, że chęć wykonania sobie dziary może pomóc niepokornym diabetykom w dbaniu o własne zdrowie?
M.F.: Lekarze nie potrafią znaleźć wspólnego języka z pacjentem. Od razu zaczynają rozmowę od zakazów. Zgodzę się z tobą, że to dobry motywator dla młodych, niepokornych diabetyków do troski o swoje zdrowie. Nawet osoba chora na cukrzycę może się dziarać, pod warunkiem wyrównanej glikemii, czyli dobrych wyników. Sam wytatuowałem sobie całą lewą nogę, mam też rękaw na lewej ręce. Tatuaże są niczym innym jak symbolem rewolty, mimo że to sztuka znana nam od tysięcy lat. Dzięki nim zakrywamy swoje lęki, kompleksy i kreujemy swój wizerunek. Kolorowe tatuaże działają jak barwy wojenne; odstraszają i dodają męskości w przypadku mężczyzn oraz buńczuczności i seksapilu w przypadku kobiet. Uwielbiam sztukę tatuażu, a zwłaszcza old school, stąd właśnie pomysł na logo Fundacji „Najsłodsi”. Poza tym jestem wielkim fanem stylu meksykańskiego i “Gwiezdnych Wojen”; stąd też mój rękaw przedstawia postacie z tego uniwersum w wersji nawiązującej do Día de Muertos. Z wzorami na lewej ręce wiąże się śmieszna historia. Wylew wywrócił moje życie do góry nogami i pokrzyżował wiele planów, jednak nie byłem w stanie odpuścić wizyty u Sebastiana “Juniora” Jaryszka z warszawskiego studia “Juniorink”, z którym jesteśmy dobrymi kumplami. Nie dość, że jest on nieziemsko utalentowanym człowiekiem, to do jego salonu po prostu chce się wracać, ze względu na atmosferę i pracujących tam ludzi. Nadajemy na tych samych falach. Junior lubi iść pod prąd i nie jest zbyt ugodowym człowiekiem, szczególnie jeśli chodzi o tatuaż! (śmiech) Z tego miejsca serdecznie go pozdrawiam! Przed tym, jak trafiłem do szpitala, zacząłem projekt u Sebastiana i nie zdążyłam go skończyć, więc zostałem z samymi konturami. Pół roku po wylewie, kiedy już byłem w stanie wstać z wózka, wjeżdżam do jego studia i mówię: “Słuchaj stary, robimy kolor!” Sebastain myślał, że zwariowałem. Wszystkie zakończenia nerwowe w lewej ręce były jeszcze bardzo uwrażliwione, więc wypełnianie kolorem, które i tak do najprzyjemniejszych nie należy, odczuwałem ze zdwojoną siłą. Gdyby ktoś w tamtym momencie wszedł do studia… to od razu by uciekł! Unieruchamiały mnie trzy osoby, żeby ręka się nie zginała, a Junior mógł pracować. Nie odpuściłem. Musiałem skończyć ten rękaw!
M.W.: Jak doszło do tego, że w ogóle zacząłeś się tatuować?
M.F.: Pierwszą dziarę zrobiłem mając 26 lub 27 lat u Lenona w Krakowie, w studiu na Grodzkiej. To były klasyki; łapacz snów czy łeb byka, ponieważ jestem spod tego znaku. Zaczęło się od lewej nogi. Co prawda, dość późno wkroczyłem w to środowisko, jednak byłem pewien swojej decyzji od dawna. Wyjechałem z Warszawy na kontrakt ze stacją RMF FM. Kiedy w końcu “urwałem się z łańcucha” rodzicom, bo w Krakowie mieszkałem sam, pierwsze o czym pomyślałem to dziary! W domu panowały sztywne zasady. Mój ojciec, choć rock’and’rollowiec z natury, był nieprzejednany pod tym względem. Któregoś razu, gdy wróciłem do domu z wyjazdu z kumplami, ojciec już w drzwiach kazał mi się rozebrać, żeby zobaczyć, czy przypadkiem czegoś sobie nie wydziarałem! (śmiech) To były czasy liceum, a ja jako nastolatek byłem punkowcem. Chodziłem na zebrania Międzymiastówki Anarchistycznej, prowadziłem własnego fanzina w latach 80-tych i 90-tych, grałem w punkowej kapeli, więc od zawsze byłem skazany na tatuaż. Cóż, historia lubi zataczać koło. Teraz moja niebawem już pełnoletnia córka, zaczyna coraz częściej wspominać o tatuażach, a ja staram się odwieść ją od tego pomysłu. Osobiście uważam, że dziary pasują każdemu, bez względu na płeć. Co prawda zawsze będę zdania, że pięknej kobiecie nie są one potrzebne i nie powinna chować się za wzorami. Nie mam nic przeciwko, jeśli stanowią element jej wizerunku. Jednak wiem z doświadczenia, że jak się wsiąknie w to środowisko, to na jednej dziarze się nie poprzestanie!
M.W.: Tatuowałeś się, kiedy już byłeś chory na cukrzycę; czy w trakcie choroby miałeś jakieś problemy z gojeniem?
M.F.: Nie, chociaż to prawda, że przy niewyrównanej cukrzycy mogą wystąpić problemy z gojeniem ran. Niebawem na rynek trafi e-book, który wydaję w ramach działaności Fundacji „Najsłodsi”. Publikacja nosi roboczy tytuł: “Jak się źle prowadzić, żeby żyć długo i szczęśliwie”. Poruszamy w niej wszystkie tematy, o jakich pacjent wstydzi się porozmawiać ze swoim lekarzem: tatuaże, kolczykowanie ciała, seks, imprezy, alkohol, fast-foody czy narkotyki. Nie zamierzam promować żadnego z tych pojęć, ale diabetyk, jak każdy normalny człowiek, ma prawo wiedzieć jak te rzeczy wpływają na jego organizm. No i przede wszystkim – jak wpływają na chorobę, bo o tych zjawiskach w gabinetach lekarskich nie mówi się wcale. Chociaż te rzeczy pojawiają się w zasięgu każdego z nas. Brakuje takiej pozycji wydawniczej na polskim rynku, a zdecydowanie pomogłaby oswoić się ze swoją przypadłością wielu młodym ludziom. Cukrzyca jest chorobą kłamców i musimy sobie to uświadomić. Ja jestem zwolennikiem szczerości. Powiedz swojemu lekarzowi, że masz złe cukry, nie zawsze stosujesz dietę i nie uprawiasz sportu, bo tylko szczerość jest w stanie cię uratować. Zachęcam do tego wszystkich chorych i sam też obecnie się tak prowadzę.
Bez ściemy!
M.W.: Zgadzam się, lekarze wciąż przypominają o samokontroli. Oczywiście odgrywa ona szalenie istotną rolę, ale wydaje mi się, że słowo-klucz w walce z cukrzycą to szczerość.
M.F.: Jak śpiewał niegdyś Robert Matera z zespołu “Dezerter” – miej świadomość. Wiedz do czego mogą doprowadzić zaniedbania, myśl o nich, ale żyj normalnie, chociaż przezornie. Ja jestem człowiekiem, który przez całe życie kierował się sercem, a nie rozumem; ten drugi włączył się dopiero po wylewie. Zresztą, swoją działalnością w fundacji snuję opowieść. Opowieść o Michale Figurskim, który po prostu się zaniedbał, bo zabrakło mu w tym wszystkim rozumu. Teraz mam 47 lat, więc już wypada się nim posługiwać – w końcu po coś go dostałem. Jestem jednak ostatnią osobą, która będzie prawiła morały innym. Nie stawiam siebie za przykład idealnego pacjenta. Zdarza mi się zaniedbywać dietę oraz ruch; ale pod jednym względem uważam siebie za wzór. Chodzę regularnie do lekarza i staram się regularnie przyjmować leki. Dzięki temu żyję, a moje wyniki są w normie. Osiągnąłem to dzięki zdrowemu rozsądkowi i szczerości, ale też upadkom, przed którymi ostrzegam wszystkich.
M.W.: Jak skutecznie namówić naszych bliskich do tego, by nie bagatelizowali niepokojących objawów cukrzycy?
M.F.: “Lecz się kochany, bądź kochana, bo skończysz jak Michał Figurski”. Moje zaniedbanie doprowadziło do wylewu i lewostronnego niedowładu, przez co mając 47 lat nie pojeżdżę już na motocyklu, ani nie zagram na gitarze. A szkoda, bo z chęcią wsiadłbym na Harley’a i co nie co jeszcze pobrzdąkał. Obecnie żyję normalnie; wróciłem do radia. Jestem tym samym Figurskim co przed wylewem; trochę niepokornym, momentami niemarlamentym ale szczerym. Szczerym do bólu. I to jest chyba najważniejsze przesłanie; przestań trwać w zakłamaniu, bo to prowadzi tylko do tragedii.
M.W.: Myślisz, że z tym przekazem trafisz również do lekarzy? Niełatwo walczyć z systemem opieki zdrowotnej i schematycznym myśleniem niektórych diabetologów.
M.F.: Rozmawiałem z wieloma lekarzami dokładnie w ten sam sposób, co z osobami chorymi na cukrzycę. Liczy się szczerość. Z tą różnicą, że diabetologom powtarzam by przestali swoich pacjentów traktować jak numerek w kolejce w poczekalni. Skoro obrali taki a nie inny zawód, to muszą mieć jakąś intuicję co do ludzi. Niech postarają się wyczuć pacjenta i obrać najodpowiedniejszy sposób rozmowy.
Może trzeba go nastraszyć, a może trzeba pogadać z nim jak z przyjacielem, a nie zupełnie obcą osobą? Przemówić jego językiem! Pierwszy lekarz, który włączył moje myślenie powiedział: “Słuchaj, gnojku. Wiem doskonale jak się prowadzisz i na co cię stać, bo już dawno to udowodniłeś. Wiem, że nie myślisz o rodzinie, o sobie samym i o swojej przyszłości. Dlatego spieprzaj do dobrego psychologa i zacznij się leczyć na poważnie, a nie marnujesz mój czas i życie ludzi, którzy się dla ciebie poświęcili”. Tymi ostrymi słowy, patrząc mi prosto w oczy, porozmawiał ze mną jak równy z równym. Dlatego moją misją jest mówienie wprost, że cukier jest do dupy i wszyscy o tym doskonale wiemy, ale nadal próbujemy siebie oszukiwać, że jest inaczej.
Do dupy z tym cukrem…
M.W.: Przewidziałeś moje kolejne pytanie! Skąd pomysł, by przekonać Polaków, że “Cukier jest do dupy”?
M.F.: Przypomniałem sobie o tym, jak skuteczna była słynna kampania Andrzeja Pągowskiego “Papierosy są do dupy”. Zadzwoniłem do niego z pomysłem na reedycję akcji, ale z odświeżoną grafiką i pod innym hasłem: “Cukier jest do dupy”. Początkowo zaniemówił…, po czym słyszę w słuchawce: “Słuchaj ile trzeba mieć tupetu, żeby do mnie dzwonić, zawłaszczać mój pomysł po 25-ciu latach… WCHODZĘ W TO!”. Ten slogan szokował ćwierć wieku temu i nadal szokuje, chociaż staliśmy się jeszcze bardziej pruderyjni. Jednak o to właśnie chodzi w kampaniach społecznych – by zwrócić uwagę ludzi na dany problem. Jeśli ktoś czuje się urażony, to bardzo przepraszam. Widocznie nie do niego kierowany jest ten przekaz.
M.W.: Do kogo jest skierowana ta akcja i jak możemy się do niej przyłączyć?
M.F.: Wymyśliłem czelendż, polegający na przygotowaniu krótkiego wideoprzepisu i wrzuceniu go do sieci pod hasztagiem #cukierjestdodupyczeledż. Każdy może podzielić się swoją propozycją na zdrowe danie w wersji bez cukru. Do akcji przyłączyło się 10 kulinarnych, polskich sław (i ta liczba stale rośnie), między innymi: Robert Sowa, Robert Makłowicz czy Pascal Brodnicki. Prawdopodobnie dołączą się do nas również zagraniczni celebryci z branży gastronomicznej. Im częściej będziemy mówili o cukrzycy i tłumaczyli innym czym ona tak naprawdę jest – tym lepiej. To cel Fundacji „Najsłodsi.”
M.W.: Misją Fundacji „Najsłodsi” jest odnalezienie “zaginionego miliona chorych”. Czy mając na uwadze tę statystykę, która nie napawa optymizmem, możemy mówić o “epidemii cukrzycy”?
M.F.: W Polsce 4 miliony osób ma podejrzenie cukrzycy. Do tej pory zdiagnozowano tylko 3 miliony osób, więc milion gdzieś się zapodział. Cały czas wymyślam nowe akcje, koncerty happeningi, na które bilet wstępu stanowi jedna kropla krwi. Skłaniam ludzi do badania, a nie bagatelizowania swojego stanu zdrowia. Przez pandemię musieliśmy ograniczyć naszą działalność w tym zakresie, ale już w przyszłym roku ruszamy pełną parą. Największym tego typu wydarzeniem będzie koncert na 20 tysięcy ludzi w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie pod jednym dachem zagrają gwiazdy: rocka, rapu, popu, disco-polo i hardcore’a. Niebawem zakończymy produkcję spota, którym zajmuje się Andrzej Dragan, a za muzykę odpowiada Olaf Deriglasoff, więc naprawdę wybitni twórcy. Nasz projekt zapewne wywoła oburzenie i medialny szum, ponieważ jest bardzo dosłowny. Jednak właśnie poprzez takie działania chcę pobudzić ludzką wyobraźnię i zmusić do leczenia. Założyłem Fundację „Najsłodsi” jako Michał Figurski – osoba znana z tego, że nikogo nie słucha. Założę się, że po drugiej stronie są tysiące takich Figurskich i chcę trafić przede wszystkim do nich, chociaż oczywiście przekaz kieruję do odbiorców w każdym wieku.
M.W.: W tym co mówisz widzę również potencjał do nawiązania współpracy na płaszczyźnie Fundacja Najsłodsi – branża tatuażu. Planujesz połączyć siły z artystami lub organizatorami konwentów?
M.F.: Tak. Ludzie już zaczynają tatuować sobie logo Fundacji „Najsłodsi”. Sam przymierzam się do swojej, symbolicznej dziary, ale powiem ci więcej; naukowcy opracowali tusz do tatuażu, który zmienia kolor pod wpływem poziomu cukru w krwi. Dzięki temu będzie można nosić na skórze żywy glukometr. Oczywiście nie chcę na siłę nikogo tatuować, jednak pracujemy nad tym, aby osobom chętnym taka dziara została ufundowana w ramach naszej działalności. Myślę, że ta kropelka krwi w naszym logo mogłaby zmieniać kolor w momencie wahań glikemii…, a więc tatuaż jest zdecydowanie wpisany w działalność Fundacji „Najsłodsi”!
M.W.: Wspominałeś o e-booku, jednak ja chciałabym na zakończenie naszej rozmowy zapytać o twoją książkę. Kiedy możemy się jej spodziewać?
M.F.: To najgorsze pytanie jakie możesz mi zadać, bo piszę ją już od paru ładnych lat. Nie ukrywam, że jest to dla mnie potężne wyzwanie, ale muszę ją wydać. Ta historia musi ujrzeć światło dzienne. Książka opowiada o mojej chorobie; biografia cukrzycy z wątkami autobiograficznymi z życia Michała Figurskiego. Napisałem już kilkaset stron, więc daj mi jeszcze troszkę czasu. Myślę jednak, że gra jest warta świeczki, bo będzie to brutalna, ale szczera i świadoma historia.